Ludzie,  Miejsca

Duszniki-Zdrój – miasto fascynujących ludzi

Po feriach zostało już tylko wspomnienie, ale jakie przyjemne… Miasto chłonęłam wszystkimi zmysłami. Przyjeżdżając tu od wielu lat mam swoje ulubione miejsca, utarte ścieżki, ale też bardzo polubiłam mieszkańców Dusznik, z którymi zżyłam się po swojemu. Miasto liczy niecałe pięć tysięcy ludzi, ale zapewniam, że ma swoje wielkie osobowości. Poznajcie kilka z nich.

Kiedy modrzewie tracą igły…

…już wtedy szykujemy się w myślach do zimowego wyjazdu w otoczenie Gór Orlickich i Gór Bystrzyckich, z fascynującym dla narciarzy ośrodkiem narciarskim w Zieleńcu. Nocleg tradycyjnie zamawiamy w „Modrzewówce”, pensjonacie z duszą i klimatem, który mierzyłam już kiedyś niewidzialną miarą (czytaj „Modrzewiówka – niezbadane kryterium”).

Pensjonat „Modrzewiówka”

Uwielbiamy „nasz” pokój, znamy każdy zakamarek, każdy z nas mógłby chodzić tu z zamkniętymi oczami. Właściciele domu – Pani Elżbieta z Panem Franciszkiem są dla nas jak rodzina. Nie ukrywam, że bardzo zbliżył nas wywiad-rzeka, jakiego udzielili mi przed kilku laty „Historia marynarza – przez ocean życia”. Czekamy cały rok na nasze spotkanie i ciepłe rozmowy niemal o wszystkim. Tym razem wyjechałam z Dusznik z posmakiem oryginalnej herbaty z czerwonokrzewu afrykańskiego, uprawianego wyłącznie w Republice Południowej Afryki o cudownych właściwościach zdrowotnych (trudno wymienić wszystkie; nie zawiera kofeiny, a ponadto stymuluje wydzielanie hormonu szczęścia), którą poczęstowali mnie właściciele.

Z podziwem obserwowałam Pana Franciszka, który hołduje buddyjskiej zasadzie „tu i teraz” a nie „tam i wtedy”, a także jego osiągnięciom w sferze medytacji. Jeden z domowych kotów, jakby wczuł się w tematykę i tego wieczoru – czego ponoć nie ma zwyczaju – rozgościł się na moich kolanach i długo nie chciał opuszczać swojego siedziska. Mam nieodparte wrażenie, że spodobał się mu szary, wełniany sweter, który spoczywał na moich kolanach. Tak czy inaczej, dowiedziałam się też, jak kojące dla człowieka są kocie wibracje, czyli taki rodzaj delikatnego drżenia. Wśród setek książek, które wznoszą się po sufit klimatycznego, afrykańskiego salonu w tym domu, na jedną szczególnie zwrócono mi uwagę – „Ucho Igielne” Wiesława Myśliwskiego, będącą rodzajem medytacji nad życiem, a także tajemnicą spotkania młodości i starości. To dla mnie wyzwanie literackie na najbliższą przyszłość.

Duszniczanie – ludzie z duszą

Z przyjemnością spotykam się z mieszkańcami Dusznik. Jestem dla większości jedną z przygodnych turystek, ale przez siedem lat, z wieloma osobami mogłam zamienić słowo, a nawet nawiązać bliższą znajomość. Niezwykle pomaga mi w tym też moja przyjaciółka Agata, która dzieli się ze mną wieściami z życia duszniczan i pozwala mi wtopić się w rytm miasta.

Sercem powitały mnie Duszniki w tym roku :

Człowiek nie z tej ziemi

Czy można malować aparatem? To dziwna konstrukcja językowa, ale chyba najlepiej oddaje to, co potrafi ten człowiek. Choć nie znam go osobiście – szczerze podziwiam. Bardzo cenię za wybitny talent i pasję, nocne wypady i podziwianie nieboskłonu. Kto to taki? Oczywiście mieszkaniec Dusznik podpisujący się na facebooku jako Cris Froese Pics. Jego fotografie tworzą wręcz nową rzeczywistość, której nie potrafimy dostrzec na co dzień. Cris przedstawia okolice Dusznik w bajkowym świetle.

Zdjęcie pochodzi z profilu na facebooku autorstwa
Cris Froese Pics,

Potrafi wyłonić niepowtarzalny blask gwiazd i księżyca, czar schroniska Muflon, wyjątkowe pejzaże o każdej porze dnia i nocy, a nawet zwykłe drzwi uchylone w kamienicy potrafi przekuć w magiczne wrota. Będąc w czasie ferii chciałam obejrzeć i nabyć piękny kalendarz z jego zdjęciami, który ukazał się jednak w zbyt niskim nakładzie. Od przesympatycznej pani w najlepszym kiosku przy ul. Mickiewicza dowiedziałam się, że zna go od dziecka i do dziś przechowuje jego piękny rysunek, bo teraz przekierował swoje zainteresowania w stronę fotografii. Wielu innych mieszkańców również odbiera go, jako wielkiego pasjonata, bardzo pozytywnego człowieka, wspaniałego męża, opiekuńczego ojca małej córeczki i właściciela sympatycznego psa. Te wszystkie dobre cechy odbijają się blaskiem w każdej fotografii.

Szyte nićmi duszy

Ten sklepik przyciąga spojrzenie wszystkich turystów. Ceramiczne drobiazgi, obrazy, ozdoby i oczywiście perfekcyjnie uszyte torebki wypełniają całe pomieszczenie. Jest wyczuwalny lekki dystans u właścicielki Katta Studio, ale to tylko pozory. To artystyczna dusza, która potrzebuje odrobiny zacisza, której wrażliwość lekko onieśmiela. W swoim sklepiku, urządzonym z wielkim smakiem, skrywa się nieco za wielką maszyną, która pozwala jej wyczarować torebki szyte na każdą miarę, na każdy charakter, na każdą okazję. Część pomieszczenia wypełniają stosy kolorowych tkanin, które w niezwykłych połączeniach tworzą zgrabne torebki. Czarny kot jest nieodłączną częścią tego wyjątkowego miejsca. Zresztą ten motyw przewija się w różnych konfiguracjach na produktach i w logo.


Zdjęcie pochodzi z profilu na facebooku
kattastudio.pl

Prowadząca sklep Kasia z różną częstotliwością pisze swojego bloga. Kiedyś totalnie zapadłam w jego czeluść. Czytałam kolejne wpisy wtapiając się w jej nastroje i przeżycia. Niezwykła ambicja, a może okoliczności, tchnęły w nią pasję do szycia. Jej profesjonalne i odpowiedzialne podejście widać na każdym kroku. Jeśli miała szyć, to jak najdoskonalej. Zapisała się na warsztaty do znanego warszawskiego mistrza igły i nici. Mając podstawy, zaczęła doskonalić swój fach. To wspaniałe, że mogę niejako zza firanki oglądać, jak ta kobieta rozwija się i tworzy. To takie dziwne uczucie, kiedy wydaje Ci się, że znasz tę osobę, obserwujesz, a potem anonimowo wchodzisz do sklepu. Chciałoby się tyle jej opowiedzieć, zapytać, wyjaśnić, ale w zasadzie możesz jedynie przesłać ciepłe spojrzenie.

Wiatr we włosach

W niezwykle delikatny sposób, jak sznury drogocennych kamieni, dotyka i pielęgnuje włosy właściciel Pracowni Urody „Efectownia”. Podziwiam Piotra już od wielu lat, jeszcze kiedy pracował obok w salonie „Claudia”. Zaraz potem napisałam materiał o świetnie zapowiadającym się Fryzjerze z duszą, który z niebywałą fantazją tworzy fryzury i wyjątkową czułością dba o każdy kosmyk włosów. Mało która klientka podchodzi do swoich włosów z taką miłością, jak robi to Piotr.

Zdjęcie pochodzi z profilu na facebooku
Pracownia Urody 'Efectownia’ hair design by Piotr Jaworski

Jego talent doceniają kobiety w całym regionie i nie tylko, a na wizytę trzeba czekać kilka tygodni. Dobrze pamiętam jak zaczynał – od zera i dlatego jest autorem swojego sukcesu. Piotr przez te lata rozwinął się, ewaluował, jako fryzjer, ale też jako człowiek. Jest oddanym rodzicem, przybyło mu pewności siebie, ale nadal jest uprzejmy, jak dawniej. Jak na dłoni widać jego szczęście i spełnienie. Utrzymuje doskonały kontakt ze swoją rodziną (zwłaszcza ukochaną Babcią, którą serdecznie pozdrawiam) i dobrze czuje się w Dusznikach. Potrafi żartować z siebie i otwarcie przyznaje się do swojej słabości, czyli nieposkromionych doznań kulinarnych, wśród których na pierwszym miejscu są pierogi.

Oni tworzą historię

Oczywiście swoistą atmosferę tworzą również sprzedawcy. Na przykład pani z księgarni, która jest doskonale zorientowana w niuansach i trendach wydawniczych. To jedyna tego rodzaju placówka w mieście i doskonale zaopatrzona. Nie wyobrażam sobie pobytu w Dusznikach bez wizyty w tej księgarni.

Albo tajemniczy zegarmistrz, który w nieprzewidywalnych godzinach otwiera i zamyka swój sklep. Kiedyś opowiedział mi ciekawą historię, w jak niewytłumaczalny sposób działa energia ludzka. Otóż zgłosiła się do niego siostra zakonna z zegarkiem, który przestał działać. Kiedy zegarmistrz wziął go do ręki okazało się, że jest sprawny. Siostra nie mogła w to uwierzyć, wzięła zegarek ponownie do ręki, a wskazówki stanęły, jak zaklęte. Za każdym razem, kiedy zegarmistrz dotykał zegarka mechanizm działał bez zarzutu. Kiedy tylko zakonnica brała zegarek do ręki, przestawał działać. Koniec końców zegarmistrz wymienił baterię, a zegarek chodził bez względu na to, kto go trzymał.

Moja ulubiona trasa nad Zielony Staw

Wspaniałą dyskusję, niemal na każdy temat można poprowadzić z panem, który prowadzi sklep z odzieżą i torebkami w rynku. Zawsze się zastanawiam czy ten sklep utrzymuje sprzedawcę, czy sprzedawca sklep. W każdym razie w środku zawsze słuchać płyty z ciekawą muzyką z różnych krajów. Jeśli dobrze pamiętam właściciel był kiedyś uznanym sportowcem i zwiedził kawał świata. Będąc na zawodach, a to było na Ukrainie, postanowił odnaleźć swoją rodzinę. I się udało, ale gołym okiem widać było, jak doskwiera jej bieda. Zapytał w jaki sposób może pomóc. Okazało się, że lepszy byt zapewniłaby zwykła, poczciwa krowa. W owych czasach i miejscu pieniądze były bezwartościowe. Taką krowę trzeba było po prostu „załatwić” (w żadnym razie zabić). Wykorzystując sportową popularność, uruchamiając wszelkie możliwe sposoby i układy (a nie było to łatwe) zakupił krowę, a w promocji jeszcze kilka innych gospodarskich zwierząt. We wsi do dziś chodzą legendy o cudotwórcy i mało kto jest w stanie powiedzieć czy była to jawa czy sen.

Bardzo dopinguję Pani Reni, która po wielu latach w handlu, postanowiła samodzielnie poprowadzić sklep z owocami i rybami.

Liczę też na więcej uśmiechu od pań sprzedających najlepsze pieczywo w mieście czyli w „Precelku”. 🙂

Zbawienny ucisk

I cały rok czekam na masaż w najlepszym, mocnym wykonaniu pana Piotra. Przy mojej biurowej pracy przy komputerze, to zabieg zbawienny i potrzebny. Jest to zaledwie 15-minutowy masaż leczniczy, ale bardzo intensywny. Już drugiego dnia przez moment widzę wszystkich 12 apostołów, a niekiedy i łza zakręci się w oku z bólu. Ma to jednak swoje zalety, bo efekty utrzymują się przez cały rok. Czuję wtedy, że mam plecy, a nawet kręgosłup oraz doskonale zdaję sobie sprawę, jak dobrze zrobiłaby mi codzienna gimnastyka. A kończy się – jak zwykle. W ciągu kilku dni pan Piotr próbuje wzruszyć zastane mięśnie i nie ma litości. Ja obiecuję sobie natomiast, że wreszcie się ruszę…

Ostatnie refleksje

Tradycyjnie, o czym pisałam w tekście Ferie w górach, co robić jeśli nie jeździsz na nartach – w tym roku również samotnie spacerowałam wzdłuż i wszerz Dusznik, myślałam, rozważałam, popłakiwałam, uśmiechałam, planowałam. Jak zwykle pomalowałam raz w roku paznokcie, aby podbudować swoją kobiecość.

Rynek w Dusznikach-Zdroju z kolumną wotywną Matki Boskiej z Dzieciątkiem oraz św. Sebastianem (na zdjęciu po lewej) oraz św. Florianem (po prawej)

Pobyt w Dusznikach jest lekarstwem na moje całoroczne strapienia i kłopoty. Nie jestem w wieku emerytalnym, ale czuję się jak wieloletni kuracjusz, który wraca tu dla wzmocnienia zdrowia fizycznego i psychicznego. Odrywam się od codzienności, zagłębiam na chwilę w życie tego małego, dolnośląskiego miasteczka. I dobrze mi z Wami – drodzy duszniczanie, bo Duszniki skradły mi serce!

Nie jestem w stanie opisać wszystkich relacji, jakie nawiązałam, ale poznane osoby serdecznie pozdrawiam. Mam też nadzieję, że nie sprawiłam nikomu przykrości, ani nie nadszarpnęłam zaufania, pisząc to, co powyżej.

Do zobaczenia!

Łatwiej lekko pisać, niż lekko przejść przez życie, ale razem jest znacznie łatwiej. Zapraszam więc do wspólnej podróży przez codzienność. Znajdziecie tu chwilę wytchnienia, dużą dawkę optymizmu i wiele inspiracji. Pokazuję jak wielką moc ma siła pozytywnego myślenia, a także jak dostrzegać efekty uboczne trudnych decyzji i niesprzyjających zdarzeń.

Leave a Reply