Awaria pralki
Kilka straconych wieczorów, godziny czuwania, litry przelanej wody i morze nerwów spowodowanych przez to małe COŚ. Wydobyte z czeluści domowego urządzenia wzburzyło naszym życiem codziennym. To COŚ jakby złośliwie ma wyryty napis „clone cactus”. Myślałam, że prędzej kaktus mi wyrośnie na dłoni, niż okaże się, że powodem całego zamieszania będzie to COŚ.
Tajemniczy wstęp nie będzie miał kontynuacji, wręcz przeciwnie jest dowodem na – trudno mi się do tego przyznać – braku wyobraźni. Być może moje doświadczenia będą dla kogoś przydatne i uniknie w przyszłości podobnych problemów. Mój felieton jest tym razem z gatunku „praktyczna pani domu radzi”…
… odkamieniać czajniki, zmywarki, żelazka, a przede wszystkim pralki! Nie tak dawno koleżanka skarżyła się na awarię żelazka, którego stopka była doszczętnie skorodowana. Nic dziwnego, jeśli się nie wylewa resztek wody po zakończonym prasowaniu i nie oczyszcza z kamienia. To było dla mnie tak oczywiste, że wymądrzałam się na ten temat omawiając moje wypracowane zasady konserwacji. Zaledwie kilka dni później moja pralka stanęła jak wryta. Pranie zamoczone w środku również. Na czytniku wyświetlił się komunikat „pompa zapchana”. Dobrze, że takie informacje w ogóle pojawiają się na nowoczesnych urządzeniach, bo człowiek wie przynajmniej gdzie szukać. Nota bene maszyny są często mądrzejsze od człowieka…
Należało znaleźć przyczynę awarii. Wlałam do pralki kilka butelek płynu do odkamieniania. Sypałam sodę oczyszczoną, zaaplikowałam szklankę octu. W pralce zaczęła się prawdziwa rewolucja, bo kamień zaczął odpadać w masowych ilościach. Zbrylone, szare kawałki przypominały płaty skuwanego tynku. W środku chrobotało, stukało, drobiny kamienia przewalały się w pralce. Po tej intensywnej kąpieli, po dokładnym wyczyszczeniu odpływu nagle ucichło. Z nadzieją włączyłam małe pranie. Niestety znowu usłyszałam jęk pralki i zobaczyłam znajomy komunikat „pompa zapchana”. Poddałam się. W myślach już analizowałam ewentualny koszt naprawy pralki, a nawet kupno nowej. Na szczęście mój mąż walczył zaciekle. Zmagał się z pralką przez kolejne trzy dni, wykazując niebywałą cierpliwość. Najpierw odkręcił zawór odpływowy w ścianie, w którym odkrył nieprzyzwoite ilości resztek z prania. Szczegóły w żaden sposób nie nadają się do publikacji. Niestety po włączeniu pralka uporczywie wyświetlała napis „pompa zapchana”. Pozostało jeszcze jedno miejsce, gdzie rura odpływowa styka się z pralką. Tam schował się malutki, okrągły, szary jak myszka guziczek, który skutecznie uniemożliwiał bezawaryjną pracę pompy.
Patrzyłam na niego z nienawiścią. To znaczy na guzik. Kręciłam nim na różne strony szukając jakieś logicznego wyjaśnienia ? jak mógł się tam znaleźć jednocześnie utrudniając nam życie przez kilka dni. Wtedy dostrzegłam napis wytłoczony na jego powierzchni – clone cactus. Jakiś modyfikowany kolczasty sukulent narobił tyle ambarasu! Jednego mnie na pewno nauczył, tak jak nie ma róży, tzn. kaktusów bez kolców, tak nie ma prania bez odkamieniania.
Elżbieta Sandecka-Pultowicz