Czerwona torebka
Na swoją wielką chwilę czekała jakieś 25 lat. Dlaczego tak długo? – zapytacie. Zawsze brakowało dla niej tej wyjątkowej okazji, aby mi towarzyszyła. Stałam się mistrzynią przesuwania życiowych przyjemności na lepszy moment, dopóki nie uświadomiłam sobie, że mija mi w tym roku 50 lat. Najwyższy czas zrzucić szaty Kopciuszka…
Jak co tydzień szykowałam się do audycji radiowej z udziałem Prezydenta Miasta Legnicy Ryszarda Kurka. To był 1997 lub 1998 rok. Pracowałam wówczas w legnickim oddziale Radia Plus. Czekałam przed pokojem nagraniowym na mojego gościa, przygotowując pytania do wywiadu, który odbywał się na żywo. Coś mnie nagle wyrwało z tej pracy. Odwróciłam głowę. Najpierw zobaczyłam ogromny bukiet czerwonych róż. Za nim kroczył pan prezydent z grubą książką pod pachą.
Nie wyobrażacie sobie jaka byłam zaskoczona. Przecież nigdy nie mówiłam mu, kiedy mam urodziny. Przez chwilę z wielkich emocji i zawstydzenia sama byłam czerwona jak te róże, które otrzymałam wraz z pięknymi życzeniami. W książce w czerwonej okładce „Legnica” włożony był kupon zakupowy do znanej legnickiej drogerii. Przyznam, że udało się wtedy panu prezydentowi całkowicie zbić mnie z tropu. Sama nie wiem, jak przebiegła nasza audycja. Zwykle długie radiowe 10 minut, upłynęło mi niemal w sekundę.
Marzenia zamiast działania
Wybierając potem w sklepie najlepszy zapach, moją największą uwagę przyciągnęły modne perfumy, sprzedawane z ekstra dodatkiem – lśniącą, czerwoną kopertówką. Nie wiem co bardziej mi się podobało, ale to chyba właśnie ona była dla mnie magnesem. Wyobrażałam sobie na jakim balu czy wielkim przyjęciu mogłabym z nią wystąpić. I na tych marzeniach minęło mi długich 15 lat.
Dopiero wesele Łukasza, syna mojego męża było godnym wydarzeniem, aby wystąpić z tą piękną torebką. Czułam się w jej towarzystwie co najmniej jak królowa Elżbieta III i chodziłam z nią jak paw. A potem… a potem znowu schowałam ją z namaszczeniem do oryginalnego pudełka na kolejnych 10 lat.
Zimny prysznic
Z tego koszmarnego czekania na „wielką” okazję wybudził mnie niedawno artykuł, który znalazłam na stronie internetowej Zwierciadła, w którym psycholożka prof. Katarzyna Popiołek mówi: „Trzeba ruszyć w podróż. A nie wciąż odsuwać zadania życiowe na później”.
Czekamy na różne rzeczy i z różnymi rzeczami. Z ważną rozmową, wymarzoną podróżą, założeniem eleganckiej sukienki, wyjściem do teatru, użyciem drogich perfum, wyznaniem miłości. Wydaje się nam ciągle, że to jeszcze nie ten moment, że ta wymarzona chwila przed nami, że brakuje tego, nie wiadomo czego, aby zacząć żyć pełnią życia.
Są ludzie, którzy żyją w takiej poczekalni. To znaczy uważają, że ich „prawdziwe”, „właściwe” życie dopiero przed nimi A to, co teraz, to tylko przedsionek, przygrywka.
„I to jest niedocenianie upływu czasu – czytamy w artykule. Bardzo długo mamy w życiu poczucie, że wszystko dopiero się zdarzy. Aż przychodzi moment, kiedy się orientujemy, że guzik prawda – tyle już za nami, że przed nami zdecydowanie mniej… A my ciągle czekamy, że życie dopiero się zacznie.
Po pierwsze, wtedy często okazuje się, że już na wiele rzeczy jest zwyczajnie za późno. Po drugie, czasem to siedzenie przez lata w poczekalni sprawiło, że trudno nam się już ruszyć. Po trzecie, „poczekalniany” stan umysłu, bo to jest stan umysłu, spowodował, że wiele wartościowych rzeczy, które nam się w trakcie czekania przydarzały, umknęło, bo nie potrafiliśmy ich uchwycić, marnotrawiąc całą energię na owo czekanie”.
Z ręką prawie w nocniku
Obudziłam się jakby z letargu czytając ten materiał, ale też zdając sobie sprawę, że już 50 lat życia minie mi w październiku! To kiedy ja mam żyć na serio? Moja koleżanka Ewa zawsze powtarzała: jak nie teraz, to kiedy? Ile ona miała w tym racji…, a ja ciągle czekałam. Dopiero tegoroczne urodziny postawiły mnie do pionu.
Zaczęłam się zastanawiać, z czym na przykład tak długo czekam. Przyszła mi na myśl właśnie ta elegancka i seksowna kopertówka. – Wezmę ją pod pachę, choćby do puchowej kurtki! – pomyślałam rozpaczliwie. Czemu nie? – pytałam siebie. – Czy to coś złego? Niestosownego? Dziewczyno, żyj po swojemu, obudź się! – krzyczałam na siebie w myślach.
Z czym jeszcze czekam na świętego Dygdy? Jest taka kolejna rzecz. Od razu o niej pomyślałam. Biała, elegancka sukienka z czarnymi patkami na biodrach. Wystąpiłam w niej jedyny raz w życiu prowadząc latem wielki koncert Orkiestry Reprezentacyjnej Policji w Łazienkach Królewskich. Sukienka trafiła potem do szafy na… 10 długich lat. Nigdy nie znalazłam okazji, aby ją po raz kolejny założyć. Trochę przeszkadzały mi tym dodatkowe kilogramy, ale umówmy się, aby nie założyć jej ponownie przez tak długi czas?!
Dziecko komuny
Wiem, że nie wszyscy mają taką przypadłość jak ja i długo zastanawiałam się, skąd mi się to wzięło. Zaczęłam odtwarzać wydarzenia z mojego dzieciństwa w czasach PRL. W sklepach wszystkiego brakowało. Kolorowych kredek, kolorowych ubrań, butów, cukierków, owoców, zabawek.
Jak dostałam garść cukierków na święta, trzymałam je jak świętość. Mój brat zjadał swoją porcję od razu, ale ja pyszniłam się tym, że nie jestem zachłanna i zjadałam jednego cukierka w odstępach tygodni. A potem on śmiał się ze mnie, że je chomikuję i straciły już dawno dobry smak. Dzieliłam się wtedy tym, co zalegało jeszcze w mojej szafce.
Ja po prostu bardzo oszczędzałam na swoich przyjemnościach, próbując je zachować na czas większego kryzysu. Taka byłam przezorna i niestety tak mi pozostało do dziś. Aż mi żal trochę siebie i tych lat minionych w oczekiwaniu na coś, gdzieś, kiedyś…
50-tka z czerwoną torebką
Postanowiłam, że najwyższa pora wziąć życie za rogi i czerpać z niego jak najwięcej. Oczywiście razem z czerwoną torebką. W akcie pożądania czegoś wyjątkowego, dostrzegłam reklamę wyjątkowej wystawy dzieł obrazów Caravaggia w Zamku Królewskim w Warszawie z okazji jubileuszu 50-lecia jego odbudowy. Jak to pasowało do moich urodzin!
Mało tego, kiedy sięgnęłam głęboko po pudełko z torebką, jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam przez kogo były firmowane te perfumy. Paloma Picasso, projektantka mody i córka wielkiego malarza Pablo. Czy mogło być lepsze połączenie?
To był pierwszy krok do całej serii szalonych pomysłów. Otóż nie uda mi się zapewne spełnić marzenia o dalekiej podróży i to z różnych powodów, przede wszystkim finansowych, pandemicznych, inflacyjnych, itp. Ale ja nie będę rozpaczać. Zamiast czekać na 25 października, postanowiłam świętowanie rozłożyć na cały rok. A czemu nie?
EFEKTEM UBOCZNYM zwykłej torebki jest pomysł na niezwykłe spacery w jej towarzystwie po 50 najlepszych miejscach Warszawy
Jeżeli nie mam możliwości odwiedzenia zamorskich krajów, to skorzystam z tego, co mam pod ręką. A mam przecież całą Warszawę. I wtedy zrodził mi się kolejny pomysł – odwiedzę i pokażę Wam 50 najpiękniejszych i najfajniejszych miejsc oraz wydarzeń w Warszawie.
Elementem spójnym będzie – jak się domyślacie – czerwona torebka. Jeżeli nie mogłam przez ćwierćwiecze znaleźć dla niej dobrej okazji, to zorganizuję jej w tym roku dwa razy tyle możliwości! A jak się zmieszczę i zregeneruję moją białą sukienkę (ząb czasu zrobił w niej pewne spustoszenia) będę w niej latem paradować po Łazienkach Królewskich i nie tylko.
I jeśli choć jednak kobieta zainspiruje się tym tekstem i zacznie żyć pełną piersią, będę niezwykle szczęśliwa. Postanowiłam wyjść już z roli Kopciuszka i iść na wielki bal. Chodźcie ze mną!