Dieta – zacznij od liczenia kalorii
Każdy z nas ma pewne wyczucie jak się odżywia. Średnio statystycznie jest w stanie ocenić czy źle, czy dobrze. Z reguły orientuje się z czego powinien zrezygnować lub co ograniczyć. Kiedy jednak to, co jemy, rozłożymy na czynniki pierwsze, możemy mówić o pełnej świadomości. Jak się często okazuje, powstają ogromne rozbieżności między naszymi przekonaniami a faktami.
W tym tygodniu zebrało mnie twórczo na pisanie serii artykułów o poprawianiu kondycji, zwiększaniu aktywności, a co idzie w parze diecie. Każdy, kto rozpoczyna przygodę ze sportem, nawet w początkowej fazie, musi liczyć się ze zmianą swojego jadłospisu. Już na początku okazuje się, że trzeba odpowiednio rozłożyć posiłki w ciągu dnia. Ogromnym dyskomfortem jest ruszać się z pełnym żołądkiem. Trudno wykonać wszystkie pozycje, organizm jest ociężały, a dodatkowo odbija się po jedzeniu. Posiłek można zjeść na 2-3 godziny przed ćwiczeniami. Tylko wtedy będziemy odczuwać lekkość i przyjemność z uprawiania sportu.
Zacznijmy od kieliszka
Znaczenie ma także to, co jemy. Po obiedzie składającym się z ziemniaków, schabowego i surówki nawet 3 godziny przed ćwiczeniami, to za mało, aby zachować skoczność i lekkość. Najlepiej skonsumować delikatny posiłek, na przykład zupę albo makaron z sosem, itp.
Jedna z istotnych zmian dotyczy również procentów. Krótko mówiąc sport nie idzie w parze z alkoholem i to z różnych powodów. Po pierwsze każda dieta zakłada ograniczenie, a najlepiej zrezygnowanie z wyskokowych napojów. Alkohol, poza ogólnym zatruciem organizmu, to po prostu puste kalorie. Trunki nie mają w sobie żadnych wartości odżywczych. Jeżeli pijemy alkohol, organizm będzie spalał te kalorie w pierwszej kolejności, natomiast pozostałe skrzętnie zmagazynuje w naszym ciele. Im więcej procentów, tym zawartość kaloryczna kieliszka większa.
Zawartość kaloryczna w 100 ml płynu:
piwo jasne – 49
wino czerwone – 83
wódka – 231
whisky – 280
koniak – 320
Zastanawiam się, która impreza kończy się na 100 ml alkoholu? Jeżeli jeszcze niektóre trunki połączymy z colą lub innym słodkim napojem gazowanym, rachunek jest prosty i bardzo wysoki! Trzeba się także rozprawić z dobrymi właściwościami czerwonego wina. Wyłącznie jego okazjonalne spożycie, tj. ok. 150 ml do obiadu może mieć właściwości zdrowotne i antyoksydacyjne. My – Polacy nie mamy jednak w zwyczaju wypijać jednego kieliszka do obiadu. Inaczej jest w innych krajach europejskich. Za przykład niech posłuży najbardziej znany kraj winiarski czyli Francja. Kieliszek wina do obiadu jest niemal obowiązkowy. Jest to jednak TYLKO jeden kieliszek i zawsze podawany w towarzystwie dużej szklanki wody. Przepijanie łyku wina wodą, nie tylko zmniejsza zawartość procentową alkoholu, ale przede wszystkim przepłukuje jamę ustną i sprawia, że każdy następny łyk wina smakuje, jak ten najlepszy czyli pierwszy.
Za odstawieniem alkoholu przemawia jeszcze jeden argument. Wyobrażacie sobie robić skłony albo przewroty na kacu? Po imprezie zazwyczaj mamy wystarczającą ilość fikołków w głowie. Naturalne jest zatem, że alkohol nie idzie w parze ze sportem. Jest im po prostu nie po drodze.
Kotlet pod lupą
Do przyjrzenia się mojej diecie skłoniło mnie z pozoru niewinne pytanie instruktora siłowni na powitalnej rozmowie.
– Ile pani zjada kalorii dziennie?
– 1500 – rzuciłam niepewnie.
No właśnie. Co jem przez cały dzień i jaką to ma zawartość kaloryczną? – zaczęłam się zastanawiać. Do tej pory wydawało mi się, że odżywiam się bardzo zdrowo. Pewien reżim narzucił mój mąż, który jest na diecie cukrzycowej. W dużym skrócie to regularne posiłki oparte na żywności z niskim indeksem glikemicznym oraz węglowodanami złożonymi (od tego zależy liczba jednostek wstrzykiwanej insuliny).
Moje dobre samopoczucie legło jednak w gruzach, kiedy postanowiłam wziąć mój jadłospis pod lupę. Ściągnęłam na telefon program zliczający kalorie wszystkich moich posiłków. Nie użyję lokowania produktu, zatem nie wskażę konkretnej aplikacji. Jest tego mnóstwo.
Wystarczy przez kilka dni skrupulatnie wpisywać co zjadamy, aby otrzymać średni bilans zawartości kalorycznej naszego menu. Spojrzeć później do tabeli uwzględniającej płeć i rodzaj aktywności zawodowej, co ma istotne znaczenie.
Zrzedła mi mina, kiedy zobaczyłam ile kalorii zawiera na przykład niewinna mozzarella – 300! Kromeczka chleba żytniego – 80 kalorii, a kajzerka – 180 kalorii. Przy moim średnim limicie dziennym 1600 kalorii nie trzeba wielkiego wysiłku, aby przekroczyć tę normę. Przyznam, że każdego dnia moja świadomość rośnie, a jednocześnie wzrasta przerażenie, jak długo pozostawałam w nieświadomości!
Zmiana menu
Badam mój jadłospis codziennie i przyznam, że większość limitu wyczerpuję w pierwszej części dnia, potem zostaje skromny obiadek, a o kolacji mogę pomarzyć. Jeśli nawet nie jesteście na diecie, spróbujcie tak dla siebie samych, zweryfikować ile konsumujecie w ciągu dnia.
U mnie zakończyło się domową rewolucją. Zaznaczam, że wszyscy członkowie rodziny zgodzili się na zmiany. Wystarczą ,wydawałoby się, niewielkie modyfikacje. Zamiana śmietany z 18% na 12%, przejście z twarogu półtłustego na chudy czy zmiana pieczywa o niższej kaloryczności (np. bez ziaren). Uwierzcie, że na smaku niczego nie tracimy, ale na kilogramach i owszem.
Zatem jak żyć?
Zgodnie z własnym rytmem i potrzebami. Nikt nie zmusi nas do zmian żywieniowych, jeśli sami nie zechcemy tego zrobić. Jeżeli więc zdrowie nam dopisuje i nie chcemy niczego modyfikować, cieszmy się życiem! Jeśli jednak nie mamy prawidłowych wyników badań, przeszkadzają nam dodatkowe kilogramy, warto zastanowić się czy czegoś nie zmienić.
Moja ulubiona autorka książki „Francuzki nie tyją” powtarza, że nie można sobie odmawiać, ale trzeba jeść z głową. Pozwolić sobie powiedzmy raz w tygodniu na jakiś żywnościowy grzeszek, ale starać się zbilansować to w ciągu tygodnia. Jeśli dodamy do tego odrobinę wysiłku, na efekty nie będziemy długo czekać. W trakcie kilku miesięcy powinniśmy poczuć satysfakcję z podjętej decyzji.
Wspomniana pisarka Mireille Guiliano mówi też, że nosimy w sobie miliony dolarów. Ile mogłoby kosztować skonstruowanie całego człowieka? Ogromne pieniądze. Nosimy więc te miliony, nie zawsze dumni i zadowoleni, że je posiadamy. Gdybyśmy jednak mogli kupić sobie willę za miliony dolarów, to czy dbalibyśmy o nią? Zapewne tak. To dlaczego bardzo często psujemy, niszczymy i zaniedbujemy samych siebie?
Stańmy przed lustrem i popatrzmy z miłością na te miliony. Jeżeli dobrze je zainwestujemy, na pewno zaprocentują i to bezalkoholowo. 🙂