Hotel Sunberk – inkluziw po turecku
Minęło wystarczająco dużo czasu, aby z dystansem odnieść się do warunków i „komfortu”, jaki oferuje turecki hotel Sunberk w Side. Jestem fanką programu Travel Channel „Hotelowe rewolucje” ze świetnym Anthony Merchiorri. Ten wybitny specjalista branży hotelarskiej miałby tam ręce pełne roboty.
Jeśli na ostatnią chwilę wybiera się okazyjny wyjazd all inclusive w Turcji, trzeba być przygotowanym na wiele nieoczekiwanych niespodzianek, i to zazwyczaj niekorzystnych dla turystów. No cóż, jaka cena – taki „inkluziw”. Jak wspominałam na wstępie, po roku mogę z odpowiednim dystansem ocenić jakość tego hotelu, podkreślić zalety, wytknąć wady. Nie jest bowiem sztuką negatywna krytyka, istotą jest zauważyć potencjał i wskazać obszary wymagające korekty.
Inspiracją jest dla mnie program telewizyjny, gdzie Anthony celnie wymienia wszystkie słabe punkty w poddawanych metamorfozie hotelach, ale jednocześnie daje cenne wskazówki i udziela konkretnej pomocy, pozwalając placówkom wyjść na prostą. Tak naprawdę ten wybitny hotelarz i telewizyjny showman jest wspaniałym psychologiem, potrafiącym doskonale wyczuć nastroje i odnaleźć minusy w relacjach międzyludzkich. Najbardziej przyswoiłam sobie hasło, że nie ma złych pracowników, są jedynie ludzie źle przeszkoleni.
Żyła złota i nie tylko…
W trakcie dwutygodniowego pobytu w Hotelu Sunberk w Side mieliśmy okazję obserwować załamanie i bunt ekipy kelnerów, którzy masowo rzucili robotę z dnia na dzień. Jak się można domyślić, znalezienie fachowców w jeden dzień jest niemożliwe. I tak się też stało. Zamiast uśmiechniętych i uczynnych kelnerów w białych koszulach, widzieliśmy ubrudzonych od innych prac, umęczonych chłopaków, zjeżdżających do turystycznego zagłębia z całego kraju, aby zarobić na życie. „Skubanie” turystów jest tam ekstremalne. Widać nie mam żyłki globtrotera, ale nie chcę również być żyłą złota dla tubylców, kiedy wypruwam żyły na co dzień.
Wymiana kilkuosobowej obsługi w środku sezonu była srogą porażką dla managera, a w efekcie stratą dla właściciela (jeśli to dwie różne osoby). Jakość relacji między ekipą, wprawdzie niewidzialna, jest od razu wyczuwalna przez gości hotelu. Dlatego dobry zarządca musi mieć na oku nie tylko stan całego obiektu, ale przede wszystkim stan ducha całej załogi.
Rewolucja
Sunberk jest świetnie położony, blisko zabytkowej części Side (znajduje się tu godny odwiedzenia amfiteatr oraz wiele sklepów, gdzie można nabyć wiele pamiątek, ziaren, a także poznać smak handlowania po turecku). I to jest na plus. Na pochwałę zasługuje ogrodnik, który stworzył piękną kompozycję roślin, będącą największą zaletą hotelu. Świetnie spisali się kelnerzy (jeszcze przed ich buntem i odejściem). Zespół kucharzy też robił co mógł, próbując wyczarować coś smacznego ze skromnych składników. Jedzenie, choć proste, było zawsze świeże i smaczne. Dostatecznie można ocenić ekipę sprzątaczek, które zapewne w ramach oszczędności nie zmieniły ani razu pościeli, ale porządkowały pokój codziennie i wymieniały ręczniki. Serwis techniczny do generalnej poprawki. Dziury w posadzce zasłonięte doniczkami, chwiejne bariery przy basenie, ostre brzegi basenu (dwie osoby się skaleczyły), brudna i zagracona plaża, to tylko czubek góry lodowej. Stołówka bez klimatyzacji, niedoczyszczona, przyciągająca przez otwarte drzwi muchy, też wymaga zmiany wizerunku. Docenić należy starania ekipy przed każdą wieczorną kolacją, kiedy wokół basenu znikały leżaki, a w ich miejsce ustawiano stoły i przykrywano obrusami. Przed sobotnimi kolacjami, połączonymi z występami artystycznymi, na długo przed inauguracją obsługa składała pieczołowicie materiałowe serwetki, z którymi większość gości nie wiedziała co zrobić, odkładając je od razu na stół, jako zbędny dodatek. Ekipa baru – do przeszkolenia, a także doposażenia w zmywarki. Uprzejma obsługa licznych gości i pozorne mycie kieliszków nie szły w parze, co zaraz odbijało się na nastrojach barmanów i jakości ich pracy.
Internetowa pustynia
Obsługa recepcji w miarę kompetentna i dobra (dla interesów managera). Największym minusem był brak Wi-Fi, co wynikało z totalnego ignorowania gości. Jakakolwiek próba wyjaśnienia sytuacji z kierownictwem zawsze kończyła się stwierdzeniem, że błąd leży po stronie gości hotelowych, których telefony i laptopy „na dzień dobry” były infekowane wirusami. Recepcjoniści są przeszkoleni w zakresie „pozornej” pomocy w tym zakresie. Dowodem na to, że wszystko działa była demonstracja sprawnego systemu na komputerach służbowych. Tylko, że one działają na specjalnym modemie.
Trzeba to jasno określić: w hotelu, w centrum pięknego, znanego w całym kraju kurortu – internet nie działa. Skandal. Za to w najobskurniejszym hotelu na świecie, jaki odwiedziliśmy w Kapadocji (to na inną historię), jedyną sprawną rzeczą był właśnie dostęp do sieci.
Po turecku
Dopiero teraz dobitnie rozumiem sens powiedzenia: siedzieć jak na tureckim kazaniu. Dużo się dzieje, dużo do ciebie mówią, ale totalnie nic z tego nie wynika i tak nic nie rozumiesz, a w efekcie najprawdopodobniej i tak zostaniesz oszukany, a najpewniej wprowadzony w błąd. Niektórzy tłumaczą to oryginalnością, specyfiką kultury i zwyczajów. Jednak przedmiotowe traktowanie kobiet, a nawet gwałty w hammamach (kobiety, pamiętajcie, że zawsze możecie sobie zamówić wyłącznie damską obsługę!), handel nie do końca uczciwy, to dla mnie największe minusy. Nie brakuje też dobrych, przyjaznych ludzi, a także – niewątpliwie – uroczych miejsc. To wszystko niweluje w pewien sposób niezadowolenie, więc wyjazd można uznać za bardzo pouczającą przygodę.
przyuczona po turecku Elżbieta Sandecka-Pultowicz
Obejrzyj GALERIĘ ZDJĘĆ: