Jej portret
Wymaga powstrzymania drżenia ręki, opanowania, spokoju, precyzji i ogromnego talentu. Sprawia, że z naszych twarzy znikają zmarszczki, łagodnieje oblicze i ubywa lat. To pamiątka utrwalona na wieki. Tytuł nawiązuje do znanej piosenki Bogusława Meca i wspaniale oddaje profesję, jaką zajmuje się moja bohaterka.
Posiada ona rzadki talent wykonywania profesjonalnego retuszu czarno-białych fotografii. Przepracowała w tym zawodzie 35 lat. Jej dłonie potrafią dokonać rzeczy niezwykłych. Za pomocą kilku kresek odmłodzić nas i upiększyć. Dziś można tego dokonać za pomocą graficznego programu fotoshop. Dawniej podobny efekt uzyskiwało się poprzez retusz kliszy fotograficznej. Nabycie umiejętności pozwalających na ręczną korektę portretu wymagało kilku lat doskonalenia swojego rzemiosła. Przekładało się to na jakość czarno-białej fotografii, która do dziś zachwyca elegancją, stylem i formą. Jej czarowi nie mogą się oprzeć artyści, aktorzy i świat dyplomacji. Na zachodzie klasyczny portret wykonywany techniką retuszu powraca w wielkim stylu. Jeśli dotrze do nas, może wtedy nasza doświadczona fotograf powróci do swojego ukochanego zawodu. Niesprzyjające okoliczności związane z naliczaniem świadczeń ZUS sprawiły, że musiała podjąć dodatkową pracę, zmieniając profesję. Swoje nowe obowiązki w KSP wypełnia z godnością. Jest pełna pokory wobec losu i ludzi. Jej uśmiech i łagodność doceniają wszyscy, którym porządkuje miejsce pracy. Nie wszyscy wiedzą jednak, że jej dłonie kryją w sobie wielki talent. Za pomocą techniki słowa postaram się jak najpiękniej skreślić Jej portret.
Naprawdę, jaka jesteś nie wie nikt
Bo tego nie wiesz nawet sama Ty
Swoim wprawnym okiem objęła tysiące twarzy. Towarzyszyła ludziom w ich najważniejszych chwilach życia. Zatrzymała w kadrze emocje i przeżycia towarzyszące dzieciom podczas przyjmowania I Komunii św., parom wstępującym w związek małżeński, a także świeżo upieczonym rodzicom z okazji chrzcin ich dziecka. Dla każdej z tych osób znalazła należną uwagę, najlepsze ustawienie i dobre światło, a przede wszystkim niewymuszony uśmiech. To sprawiało, że zakład fotograficzny przy ul. Targowej na Pradze cieszył się ogromną popularnością.
– Moja praca wykraczała poza samo wykonanie fotografii, ludzie zwierzali się ze swoich kłopotów. Wcielałam się więc w rolę doradcy podatkowego i prawnego, psychologa. Całym sercem starałam się pomóc. To tworzyło też wyjątkowy klimat zakładu, który był całym moim życiem. Wspomnienie tych chwil potrafi rozświetlić mi najbardziej pochmurny dzień?
Rzemiosła, bo nie inaczej trzeba określać technikę fotografii, nasza bohaterka uczyła się w zakładzie mistrza Wolskiego na Nowym Świecie. Trafiła tam z polecenia, aby po dwóch latach mieć podstawowe umiejętności do wykonywania portretu, fotografii komunijnej i ślubnej. Przez zakład, w którym podjęła praktyczną naukę przewijały się sławy świata filmu i teatru.
– Pamiętam, że jako młoda wówczas retuszerka otrzymywałam do opracowania portrety m.in.: Lucjana Kydryńskiego, Haliny Kunickiej, Tadeusza Łomnickiego, Andrzeja Łapickiego. Bardzo przejmowałam się tymi zleceniami i miałam wielkie obawy, jak się okazało na szczęście nieuzasadnione. Wszyscy zachwycali się fotografiami, a mój mentor chwalił się zdolną uczennicą.
W zakładzie na ul. Targowej pracowałam codziennie, łącznie z sobotami i niedzielami, bo wtedy odbywają się śluby, komunie i chrzciny. Po zamknięciu zakładu o godzinie 18.00 przychodzili do mnie jubilerzy, bowiem każda ozdoba wykonana przez złotnika musiała być sfotografowania i skatalogowana. Wspomnę, tylko, że obróbka każdego zdjęcia wymagała czasu, ponadto praca w ciemni fotograficznej również nie należała do najłatwiejszych. Tak pokrótce proces rozpoczynał się od dobrania odpowiednich odczynników umożliwiających wywołanie kliszy fotograficznej, jej utrwalanie i płukanie, suszenie, przycinanie, a potem produkcję odbitek, ich kadrowanie, a następnie naświetlanie papieru światłoczułego i powtórzenie całej obróbki chemicznej, ale tym razem z użyciem odbitek, a więc utrwalanie, itd.
W tańczących wokół szarych lustrach dni
Rozbłyska Twój złoty śmiech
Wspierała ją cała rodzina, zwłaszcza, że miała małą córeczkę. Kończyła późno pracę, a trzeba przypomnieć, że była to dawna Praga. Musiała przejść słynną ul. Brzeską do Dworca Wileńskiego, a potem dostać się do Wołomina.
– Ludzie Pragi są wyjątkowi, dlatego też bardzo różne osoby odwiedzały zakład. Nigdy nie różnicowałam ludzi ze względu na ich wygląd czy sytuację materialną. Do każdego podchodziłam z szacunkiem i sympatią. Zarówno, gdy był to bezdomny, kobieta lekkich obyczajów czy ważny urzędnik. Zdarzało się, że ktoś nie miał pieniędzy na fotografię, a wtedy również mógł liczyć na moje zrozumienie. Idąc nocą praskimi ulicami nie czułam strachu, bo mijani ludzie witali się ze mną serdecznie: „Dobry wieczór!, Miło Panią widzieć!” Nie znałam tych ludzi, ale widać oni znali mnie. Nigdy nie odczułam jakiegoś zagrożenia czy niebezpieczeństwa.
Właściciele zakładu od początku zaufali młodej fotografce. Wyjeżdżając nawet na kilka tygodni powierzali jej swój interes. Była tam wtedy dyrektorem, pracownikiem i sprzątaczką.
– Kochałam swoją pracę i miejsce do tego stopnia, że po przejściu po 35 latach na emeryturę popadłam w depresję. Zakład został sprzedany, a ja przez dwa lata nie mogłam przejść w jego pobliżu. Pewien rozdział w moim życiu zakończył się i trudno było mi uwierzyć w taki szybki upływ czasu. Mój świat znikał wraz z pojawieniem się nowych technologii, fotografii kolorowej, a potem cyfrowej. Właściciele zakładu nie poszli z duchem czasu, trwaliśmy w klasycznej fotografii czarno-białej oraz sepii, która również przeżywa dziś swój renesans. Dzięki temu mogę dziś dorobić do emerytury. Właścicielka jednego z zakładów na Saskiej Kępie zleca mi retusz kliszy, a ja mogę znowu przenieść się do mojego ukochanego świata. Uwielbiam te chwile. Kiedy mąż położy się spać, zasiadam w kuchni, włączam radio, wyciągam pulpit, a za nim włączam lampkę. Kładę kliszę w centralnym miejscu i chwytam za rysik. Przyglądam się chwilę bezimiennej osobie na fotografii, potem działam już automatycznie. Kilka ruchów rysikiem, delikatnie, drobną mikro-kreseczką nanoszę korektę, zwłaszcza w okolicach podbródka i pod oczami. Kocham ten ceremoniał, to moja prawdziwa pasja. Mam wtedy okazję na przemyślenia, refleksje, postanowienia.
Rysunek ust, barwę słów
Niedokończony, jasny portret Twój
Portrety, które wychodzą spod jej ręki są mistrzowskie. Retusz młodej osoby zajmuje jej około minuty, starsze osoby wymagają dłuższej pracy. Efekt tych zabiegów może być niekiedy bardzo intrygujący…
– Retuszowałam fotografię jednej z moich koleżanek z pracy. Urzędniczka przyjmująca dokumenty wykrzyczała jej, że nie przyjmuje zdjęć sprzed 10 lat. Moja praca okazała się zatem zbyt doskonała, więc byłam zmuszona zetrzeć retusz i wykonać go ponownie. Przyznam jednak, że nigdy nie miałam reklamacji. Nawet wtedy, gdy poprawiałam całe sylwetki kobiet, które wysyłały swoje fotografie za ocean w celach matrymonialnych. Czy dochodziło do zawierania małżeństw i jak reagowali Amerykanie na widok tych Polek widząc je na żywo? – nie wiem. Mam nadzieję, że wszystkie te historie zakończyły się szczęśliwie.
Pomimo, że charakter pracy w komendzie stołecznej był dla niej początkowo nieco szokujący, bardzo polubiła swoje zajęcie. Zwłaszcza, że ma okazję znowu być wśród ludzi, którym Jej portret zapadnie zapewne głęboko w pamięci.
Portret Stefanii „Elżbiety” Ostrowskiej z Wydziału Administracyjno-Gospodarczego KSP skreśliła Elżbieta Sandecka-Pultowicz
Autorem portretu jest Bogdan Mazurkiewicz, pozostałe zdjęcia pochodzą z archiwum prywatnego.