Jestem po odwyku
Podjęcie decyzji nie jest łatwe. Trudno wyobrazić sobie życie bez codziennej „dawki”. Organizm daje sygnały niezadowolenia, ale często je ignorujemy i spychamy w czeluść świadomości. Wszystko do czasu. Przychodzi jednak taki moment, kiedy można z tym uzależnieniem skutecznie walczyć.
Trudno się do tego przyznać, ale mówiąc o tym głośno można innym uświadomić skalę problemu i w efekcie przynieść otrzeźwienie. Uzależnienie jest stanem zaburzenia, które polega na okresowym lub stałym przymusie wykonywania pewnych czynności lub zażywania substancji psychoaktywnych. I nie chodzi tu wyłącznie o alkohol, narkotyki i papierosy. Stan uzależnienia obejmować może również niekontrolowane zakupy, seks, hazard, a także nadmierne korzystanie z internetu. Moim zdaniem wszelkie znamiona uzależnienia nosi również nieposkromione używanie kosmetyków.
Higiena w PRL
Postęp cywilizacji wręcz wymusza na nas stosowanie kosmetyków. Trudno wyobrazić sobie osobę, która dziś nie używa mydła, szamponu i dezodorantu. Kosmetyki są zbawieniem nie tylko dla osobistego komfortu, ale również w kontaktach z drugim człowiekiem, na przykład w kontekście podróżowania środkami komunikacji miejskiej. Owszem zdarzają się niechlubne przypadki, ale generalnie mamy swobodny dostęp do środków pielęgnacyjnych. A nie zawsze tak było.
W czasach tzw. głębokiej komuny był kłopot nawet z podstawowymi środkami higieny osobistej. To były czasy, kiedy drogerie świeciły pustkami, a kiedy pojawiał się towar, znikał w mgnieniu oka. Pamiętam, że mojej mamie udało się kiedyś załapać na dostawę szamponu pokrzywowego. Kilkanaście małych, szklanych buteleczek zalegało pod wanną, co pozwoliło nam przynajmniej przez rok imitować mycie włosów (jakość pozostawiała wiele do życzenia). Papier toaletowy uchodził za prawdziwy rarytas, a w powszechnym użyciu były po prostu gazety. Do higieny intymnej kobiety nie używały podpasek always (jeszcze nie istniały, przynajmniej w Polsce), tylko watę, ligninę, w ostateczności kawałki tkaniny.
Zresztą w tamtych czasach obowiązywały inne standardy higieny osobistej. Kąpiel odbywała się raz w tygodniu, zazwyczaj w sobotę. Naturalnie powodowało to spadek ciśnienia wody w kranach, wobec czego kąpiele odbywały się do późnych godzin nocnych. Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek miał prysznic w domu. Powszechne były wanny. W niektórych domach w jednej wodzie kąpała się cała rodzina. W szkole odbywały się cykliczne kontrole czystości uszu, szyi, paznokci i włosów (wszawica). Chyba nikt, kto pamięta te czasy nie zaprzeczy, że ludzie byli trochę niedomyci i zaniedbani.
Kobieca słabość
Dzisiaj to zupełnie inne czasy. W upalne dni bierze się kąpiel nawet kilka razy dziennie. Półki sklepowe uginają się od nadmiaru kosmetyków. Podstawowe środki higieny można kupić nie tylko w specjalistycznych salonach kosmetycznych, ale w każdym sklepie spożywczym, kiosku i marketach.
Firmy kosmetyczne nieustannie bombardują nas nowymi produktami. Zachęcają nas co rusz cudownymi składnikami. Do mikstur dodaje się: ceramidy, kwas hialuronowy, olejek arganowy, złoto, kawior, a nawet śluz ślimaków. Szeroka oferta kosmetyków pozwala dopieścić niemal każdy skrawek ciała, dosłownie od stóp do głów. Zaczynając od specjalistycznego płynu do skórek paznokci, poprzez płyny higieny intymnej, płyny do kąpieli, kremy do stóp, kremy do dłoni, balsamy do ciała, kremy na biust, na cellulit, po całą gamę kosmetyków do twarzy oraz włosów.
Najmniej odporne na bombardowanie reklamami firm kosmetycznych są kobiety. Pragnąc dorównać ogólnym trendom, nie szczędzą wysiłków i pieniędzy, aby zachować młodość. Łazienki toną w różnorodnych balsamach, kremach, płynach, szamponach, eliksirach. Z czasem człowiek po prostu zaczyna się gubić w tym gąszczu butelek, tubek, buteleczek i flakoników. Użycie każdego dnia tych wszystkich specyfików zajęłoby przynajmniej kilka godzin. I jak się to często kończy? Nie mamy czasu na zastosowanie tych wszystkich smarowideł, zapominamy o wielu z nich, aż wreszcie przeterminowane trafiają do kosza na śmieci.
Kropla rozsądku
Mam swoje słabości, jak wiele kobiet. Wielokrotnie wyrzucałam kosmetyki, które pochopnie zakupiłam poddając się fali marzeń o szybkim uzyskaniu efektu piękna. No cóż, prawdę mówiąc, rozczarowań nie brakowało. I z powodu skuteczności tych produktów, jak i marnych efektów. Dlatego też staram się robić bardziej świadome zakupy, choć nie zawsze udaje mi się ustrzec przed marketingową manipulacją. Tylko raz w życiu udało mi się kupić krem, który w opisie zawierał informację, że efekt pielęgnacyjny zależy również od małej ilości stresu i pogodnego nastawienia do życia.
Nie zapominam o najważniejszym kosmetyku, który zapewnia nam nie tylko gładkość skóry i powab włosów, ale przede wszystkim zdrowie. Chodzi o to, co jemy. Zdrowa żywność to najlepsze witaminy piękna. Żaden krem, ani balsam nie jest w stanie dokonać cudu. Będzie wsparciem, ale wyłącznie wtedy, kiedy zadbamy o to, co wpada do naszego żołądka. Zdrowe, nieprzetworzone, pełne warzyw i owoców jedzenie jest najlepszą inwestycją w nasze piękno.
Wakacyjny odwyk
Zgodzicie się chyba ze mną, że w praktyce codzienna pielęgnacja bazuje na kilku podstawowych produktach. Zawsze w czasie wakacji staram się powrócić do natury i dać skórze odpocząć. Sprzyja temu wiele okoliczności. Dużo wolnego czasu, mniej stresu i zazwyczaj większa aktywność. Owiani wiatrem, muśnięci słońcem, dotlenieni, wyspani i zrelaksowani wyglądamy piękniej i zdrowiej.
Urlop jest bardzo sprzyjający, aby odstawić część kosmetyków. Przecież szampon może służyć do umycia nie tylko włosów, ale całego ciała. Delikatny krem w większym opakowaniu może służyć do nawilżania całego ciała. Z kosmetyków do makijażu chyba żadna kobieta nie zrezygnuje z maskary. Jeżeli jednak zrobimy hennę na brwi i rzęsy można zrezygnować nawet z tuszu do rzęs.
Oczywiście nie wyobrażam sobie zrezygnowania z podstawowych środków higieny. Jednakże odstawienie tego całego asortymentu typu rozświetlacz, puder, fluid, róż, itp. uświadamia nam często, że bez tego można żyć. Odwyk od kosmetycznego uzależnienia może przynieść nam wyłącznie korzyści. Trzeba sobie upraszczać życie, a zaoszczędzony czas przeznaczyć na czerpanie z otaczającego nas świata. Po kolejnej odstawce od urodowych używek czuję pewnego rodzaju poczucie wolności. Z większym dystansem podchodzę do nowinek kosmetycznych, nie zapominając o systematycznym dbaniu o siebie. Jeżeli nawet zbłądzę w ciągu najbliższych miesięcy, wiem, że podczas kolejnego urlopu urządzę sobie kolejny, porządny odwyk. I nie będę odkrywcza jeśli napiszę, że i tak najlepszym kosmetykiem na wszystko jest miłość, której Wam w nieprzyzwoitych ilościach życzę.