Kiedy Twoje plany urlopowe się sypią
Czekasz cały rok. Planujesz. Uruchamiasz wyobraźnię. Liczysz na relaks i wypoczynek. Okazuje się jednak, że życie sprawia Ci psikusa. Zaskakuje Cię nieprzewidzianymi zdarzeniami, które zmuszają do gruntownych zmian urlopowych, a nawet rezygnacji z jakiegokolwiek wyjazdu. Jak powstrzymać rozpacz i nerwy oraz to zaakceptować? Lekcja pokory, którą przeszłam w tym roku drogo mnie kosztowała i obnażyła moje słabości.
Mogłabym udawać, że nic się nie stało, ale tego nie chcę. Stało się. Porażka dotyka nas często, ale niechętnie o tym mówimy, albo piszemy. To chyba naturalne i ludzkie, że chciałoby się być we wszystkich fajnych miejscach na świecie i szczęśliwie podróżować. Wypoczywać i spełniać marzenia.
Kiedy oglądam uśmiechnięte twarze na zdjęciach moich znajomych podróżujących po świecie, czuję ukłucie w sercu. Na tych instagramowych i facebookowych obrazkach nigdy nie widać jednak większości twarzy, tych z drugiej strony ekranu, zrezygnowanych i smutnych, zmagających się z szarą codziennością, w której nie ma miejsca na ekscytujące podróże i wyjazdy.
Jak jest naprawdę?
Nie lubimy przyznawać się do porażek. Wolimy udawać, robić dobrą minę do złej gry. Tworzyć fasadowy wizerunek, jak w galerii figur woskowych. Prawdziwi jesteśmy dopiero w jakimś bezpiecznym dla nas miejscu, gdzie ściągamy wszystkie maski i jesteśmy sobą. Często towarzyszy nam zazdrość wobec innych, nawet, jeśli ich kolorowe i szczęśliwe życie, to tylko część prawdy oraz nasze wyobrażenia. Tego jednak nie chcemy już wiedzieć. Wolimy zaszyć się głębiej w kącie i rozgościć się w swojej nieszczęśliwości.
Co ciekawe, może nam być nawet dobrze w takim płaczliwym kokonie. Uświadomiono mi niedawno, choć bardzo nie chciałam się z tym zgodzić, że podświadomie zdarza mi się doprowadzać do takich sytuacji, w których przyjmuję pesymistyczną postawę na zasadzie: „mi zawsze wiatr w oczy…”.
Tarot prawdę Ci powie?
Kiedy wychodzimy z kokona swoich nieszczęść, nie zawsze widać, co przeżywamy. Przyklejony uśmiech nie znika nam z twarzy, a ludziom wydaje się, że jesteśmy zadowoleni, radośni i pogodzeni. Ilu z nas odgrywa tę rolę? Już wiem, że ten rodzaj sztucznego aktorstwa można łatwo obnażyć. Wystarczy tylko spojrzeć w oczy, one nie potrafią kłamać. Może dlatego próbując ukryć prawdziwe uczucia, patrzymy w dal, uciekamy wzrokiem, unikamy spojrzeń.
Niedawno przypadkowo poznałam tarocistę. To taka jedna z wielu historii, kiedy nie spodziewasz się, kto usiądzie koło Ciebie w autobusie miejskim. W zasadzie spotkaliśmy się na kursie organizowanym przez naszą firmę. Organizacja jest tak duża, że wiele osób po prostu się nie zna. Wracaliśmy po egzaminie w tym samym kierunku. Automatycznie usiedliśmy w komunikacji miejskiej obok siebie.
Zwierciadło duszy
Ten pan w niczym nie przypominał wróża. Zwykły człowiek, który w swoim plecaku woził niezwykły przedmiot. Ponoć karty tarota warto mieć przy sobie, aby łapały energię. I jeśli nawet macie sceptyczny stosunek do wróżbiarstwa, trudno zaprzeczyć, że niektórzy ludzie czują i widzą więcej.
Zapytałam mojego współpasażera czy zarabia na wróżeniu. Obruszył się. Taki dar otrzymuje się nie po to, aby zarabiać, ale pomagać, dzielić się nim z innymi. Karty wyciąga tylko wtedy, kiedy ktoś naprawdę potrzebuje wsparcia. Jedyne o co można prosić to moneta dla odwrócenia fatum.
Tarocista powiedział mi też, że to w oczach wszystko widać. Tam jest ocean czyiś przeżyć, uczuć, skrywanych emocji. Smutku w oczach nie da się ukryć, ani zamazać. Kiedy to zauważa, proponuje swoją pomoc. U mnie nie było chyba tak źle, aby stawiać tarota, ale postanowiłam przyglądnąć się bliżej temu, na ile moje problemy są przez mnie wyolbrzymione.
Jedna usterka
Wystarczył jeden element, aby moje tegoroczne plany urlopowe posypały się jak domek z kart. Awaria samochodu przyszła niespodziewanie. Kilka uporczywych i niepożądanych lampek, które nagle pojawiły na masce naszego auta nie zapowiadały niczego dobrego.
Awaria okazała się poważna, a nasz mechanik pomimo kilkudniowych wysiłków nie poradził sobie z nią. Przekierował nas do kogoś innego, kto właśnie rozpoczynał swój urlop. Musieliśmy poczekać z naprawą, a mój wypoczynek przesuwał się o kolejne tygodnie.
„Dobre” rady
– A nie możecie pojechać pociągiem? Fajny urlop można spędzić bez samochodu.
– Kiedyś człowiekowi to nie wiele trzeba było do szczęścia, a teraz wybrzydza.
– Ej, świat się na tym nie kończy. Wypoczniesz sobie w domu.
– Pójdziesz sobie na spacer do parku. Wyśpisz się…
Miałam zewsząd wiele cennych rad, a mnie chciało się płakać, bo miałam inne plany i inne nastawienie. Nie chciałam ani chwili spędzić w domu, bo tam zawsze robota czeka. Wiecie o co chodzi. Chciałam się wyrwać do nowego miejsca, którego nie znam, chłonąć inne widoki, poznawać ciekawych ludzi i to w najpiękniejszym miesiącu w roku, kiedy kwitną bzy i konwalie.
Lawina spraw
Tylko jak wytłumaczyć innym, że tu wszystko rozbija się nie o samochód, a koszty jego naprawy. Wstępnie oszacowano je na kilka tysięcy zł i choć wyszło o wiele mniej, to jednak przekreśliło nasze plany wakacyjne.
Przesuwając urlop na inny termin zaczęły piętrzyć się inne sprawy. W tym czasie wypadały dwie ważne i wyczekane wizyty lekarskie oraz obietnica złożona kilka miesięcy wcześniej, że kogoś odwieziemy na lotnisko, przy czym naszą córkę musieliśmy przywieźć z Okęcia. W mojej głowie wszystko zaczęło się walić, bo w tej sytuacji nie mogliśmy się z domu ruszyć ani na krok.
To jest tak, jak z awarią. Kiedy jeden trybik szwankuje, po chwili przestaje działać cała maszyna. Dokładnie tak było ze mną. Stanęłam w miejscu. Tyle, że życie chciało za wszelką cenę iść dalej. Ciągnęło mnie za rękę, a ja mu się opierałam. Mocowanie trwało do czasu, kiedy się poddałam, wypłakałam, nawkurzałam, aż opadłam z sił. Dopiero wtedy na wszystko spojrzałam inaczej.
(Nie)elastyczna Ela
Nie miałam ksywki w szkole. Kiedy popularny był film „E.T.” mówili na mnie przez jakiś czas Eliot, ale najczęściej określano mnie elastyczną Elą. I właśnie tego najbardziej zabrakło mi w sytuacji, kiedy plany urlopowe legły w gruzach, a splot innych okoliczności przywiązywał mnie coraz mocniej w domu. W czasie pandemii ten sam dom był ostoją bezpieczeństwa i spokoju, kiedy jednak obostrzenia zostały wycofane i świat znowu stanął otworem, ten stał się po części więzieniem.
Jak wreszcie przestałam się skupiać wyłącznie na swoich złych emocjach okazało się, że świat nie jest taki zły, a obok mam najbliższe osoby, które są gotowe mnie wspierać. Z łagodnością zaakceptowali rzeczywistość, bo przecież jeśli nie ma się kompletnie na coś wpływu, to czy jest sens się denerwować i nakręcać. Oczywiście że nie, ale jak to sobie wytłumaczyć? Ewidentnie zabrakło mi elastyczności. To trochę jak z rozkapryszonym dzieckiem, do którego nie docierają żadne argumenty.
Profitować
Tylko dzięki moim najbliższym, którzy otoczyli mnie spokojem i cierpliwie tłumaczyli zalety sytuacji, w której się znalazłam, odzyskałam równowagę. Szukałam przyjemności w codzienności. Przestało mi się spieszyć. Podjęłam kulinarne wyzwanie próbując pod okiem córki odtworzyć smaki Francji, w której była przez pół roku. Z zainteresowaniem słuchałam jej opowieści o życiu i ludziach znad estuarium Żyrondy.
Pod wpływem tych opowieści zmodyfikowałam swoje kosmetyki i makijaż. Przewodnim słowem stało się PROFITOWAĆ czyli cieszyć się promieniami słońca, wolno płynącym czasem, obserwowaniem chwil, bycie zespolonym z tym, co tu i teraz. Muszę ciągle się tego uczyć, a zepsuty urlop pozwolił mi tego doświadczać.
„Błony umysłu” we „Wrzeniu Świata”
Los przyniósł mi kilka ciekawych wydarzeń. W czasie spacerów po Warszawie odbywała się wielka manifestacja zwołana przez Donalda Tuska i strajk kobiet na Krakowskim Przedmieściu. Trafiłam również na ciekawą księgarnio-kawiarnię „Wrzenie Świata” specjalizującą się w książce reportażowej.
Czytam teraz krótkie eseje filozoficzne Jolanty Brach-Czainy „Błony umysłu”, w których zwykła codzienność, lub choćby tak powszechna czynność jak oddychanie, urasta do rangi misterium. Inny opis zwykłej wydawałoby się czarnej malwy, jako ziela wspomagającego kobiece dolegliwości, przypomina wręcz erotyk.
Autorka poza ciekawą obserwacją świata oryginalnie się podpisuje jako: córka Ireny, wnuczka Bronisławy, prawnuczka Ludwiki. U mnie w linii żeńskiej brzmiałoby to następująco: Elżbieta – córka Marii, wnuczka Pauliny, prawnuczka Domiceli. Zaczęłam powoli budować swoją nową tożsamość.
Poddać się losowi
Mój urlop płynął więc na codziennych małych odkryciach i przyjemnościach. Stało się to wyłącznie dzięki temu, że nie kłębiłam swojej złości. Odpuściłam. Poddałam się chwili, temu co niesie życie. Chłonęłam otaczające mnie dźwięki, zapachy, słowa, gesty, widoki. I nie ważne w jakim miejscu mieszkasz. Wszystko tkwi w Twojej głowie. Tylko trzeba ją otworzyć i w nowym świetle rozejrzeć wokół.
P.S. Mam zaplanowaną drugą część urlopu w sierpniu. W samochodzie pojawiła się nowa awaria, która niesie dodatkowe koszty. Przede mną chyba kolejna ciekawa lekcja pokory. 😊
Temat rozpalił dyskusję na FB. Co zatem jest najczęściej przyczyną nieudanego urlopu? Oto najciekawsze komentarze:
Michalina: Tak spotkało, zepsuł się zwyczajnie samochód
Krzysztof: Wyluzuj Ela, myślałem że to coś poważnego, a to tylko auto…
Jacek: Tak w zeszłym roku, choroba ojca a następnie jego zgon.
Halina: Nas zatrzymały w domu problemy zdrowotne, ale nie mam czasu się tym martwić. Moje trzy kochane futrzaki sunia Perełka, kotka Pelasia i kotek Burasek skutecznie zajmują mój wolny czas. Do tego ogródek i wieczorem padam jak kawka. Ale wczesne poranki z kawą są tylko moje.
Aneta: Zazdroszczę takiego podejścia do urlopu „w domu”, ja od lat mam wrażenie, że w domu nie odpoczywam, bo wciąż jest coś do zrobienia ,ale po przeczytaniu twojego tekstu to faktycznie wszystko tkwi w naszej głowie.
Andrzej i Elżbieta: Wszystko jest w naszej głowie, tylko trzeba umiejętnie z tego skorzystać, a to już wielka sztuka.
Anna: O tak… wszystko zależy od naszego nastawienia, pozdrawiam
Agnieszka: EluTwoja prababcia miała ślicznie na imię
Dziękuję za wszystkie komentarze, bo to pokazuje, że nie jestem jedyna z takimi doświadczeniami. Mało tego! Są zdarzenia znacznie gorsze. W te wakacje dramatyczne sceny rozgrywają się na greckich wyspach, gdzie pożary trawią hotele i bagaże wielu turystów. Nikt nie jest w stanie tego przewidzieć, niestety.
Dlatego życzę wszystkim spokojnego i udanego urlopu, choćby we własnym domu. 🙂