Koronawirus to nie fikcja
Zwątpiłam, przyznaję się. W gąszczu różnych sprzecznych informacji zastanawiałam się czy koronawirus naprawdę istnieje, czy zalecenia sanitarne mają sens i czy warto się bać? Mam bezpośrednie relacje od polskich i francuskich pielęgniarek. Na wszystkie wcześniejsze pytania trzeba jednoznacznie odpowiedzieć TAK!
W słuchawce usłyszałam szloch. – Przepraszam, nie chciałam się rozpłakać – mówiła przerywanym głosem moja koleżanka, która pracuje obecnie jako ratownik w szpitalnym oddziale ratunkowym szpitala przekształconego w jednoimienny (tj. specjalistyczny, dedykowany dla zakażonych COVID-19).
– Tak. Istnieje – odpowiada na moje kluczowe pytanie, z trudem łapiąc powietrze. – COVID-19 jest straszny i bezwzględny. Wyniszcza organizm powodując nieodwracalne zmiany w płucach, doprowadzając do ich zwłóknienia. Ciężko potem z tym żyć… – oddychała głęboko próbując powiedzieć mi jak najwięcej.
– Ela, proszę powiedz wszystkim kogo znasz, że COVID-19 jest straszną chorobą. Zabija ludzi w każdym wieku. Nie tylko starszych. Według moich obserwacji najbardziej zagrożoną grupą są osoby w wieku 60-68 lat. Oczywiście na przebieg zachorowań mają wpływ choroby towarzyszące, ale jest bardzo różnie. Umierają też ludzie młodzi. Każdy inaczej to przechodzi. Jedni ciężko, na granicy wytrzymałości. Inni bezobjawowo lub jak dłuższe przeziębienie. Jeżeli ktoś ma choroby przewlekłe, niestety COVID-19 bardzo często przyspiesza i powoduje, że ludzie przestają walczyć o życie. Dlatego każdy, błagam (!), każdy powinien mieć poczucie zagrożenia i zrobić wszystko, co możliwe, aby nie dopuścić do zakażenia siebie lub innych. Jesteśmy równi jako ludzie, ale jedni silniejsi, inny słabsi. Wirus może trafić każdego, ale nie wolno kusić losu – mówiła z zapałem.
Dotyk miłości
– W mojej pracy stykam się ze śmiercią, to oczywiste, ale nigdy nie w takiej skali i w takich okolicznościach. Na jednym dyżurze umiera w moim szpitalu kilka osób. Jedyne, co mogę zrobić, to trzymać tych ludzi za rękę. Głaskam ich po głowie, czekają na to, uśmiechają się… – słyszę ciszę w słuchawce.
– Z trudem próbują dostrzec moje oczy, bo jestem szczelnie schowana pod warstwą kombinezonu, dodatkowego fartucha, a także dwóch ochronnych maseczek i przyłbicy. Wyglądam jak z filmów science fiction, jak bezduszny robot z przyszłości. Dlatego próbuję w każdy możliwy sposób oddać swoimi gestami współczucie, okazać opiekę, dodać siły i zapewnić bezpieczeństwo. W moim spojrzeniu jest wszystko, co może przekazać moja dusza. To chwile naprawdę trudne, bo zauważ, że w takich szpitalach obowiązuje bezwzględny zakaz odwiedzania. Ci ludzie są pozbawieni kontaktu z najbliższymi, często nawet nie mają siły rozmawiać z nimi przez telefon. Jestem jedyną i często ostatnią osobą, z którą żegnają ten świat… – ponownie usłyszałam lekki szloch.
– Najgorzej, jak kogoś bliżej poznasz. Nawiążesz kontakt. Ludzie w takich chwilach są otwarci. Mówią szczerze o swoim życiu. Zwierzają się. Trudno być obojętnym. Dodajesz im otuchy na każdym kroku, wierząc, że wszystko się uda, że wyjdzie z tego. Potem śledzimy ich losy, kiedy trafią już na oddział. To nie jest mechaniczna praca. To zajęcie absorbujące umysł, a zwłaszcza serce… Przed takim zaangażowaniem nie raz przestrzegali mnie bardziej doświadczeni medycy. Kiedy taka osoba odchodzi, czujesz straszną pustkę, niemoc i bezsilność, jakbyś straciła bliską osobę. Towarzyszy ci smutek, depresja, rodzaj żałoby. A na sąsiednim łóżku jest kolejna osoba, która z nadzieją patrzy i zawierza ci swój los – zapadła cisza.
Najtrudniejsze wyrzeczenie
– Ela, od pięciu miesięcy nie widziałam rodziców, ani mojej ukochanej babci. Nie widziałam swojej córki, ani najukochańszej wnuczki… – moja koleżanka nie potrafi już dłużej utrzymać w ryzach swoich emocji. – Przepraszam, przepraszam… – próbuje kontynuować. – Tak mi jest przykro, tak mi żal, że nie mogę się z nimi spotkać, przytulić… To takie trudne dla mnie…
– Nie chcę im zaszkodzić – próbuje kontynuować, choć słychać, jak trudno zaczerpnąć jej oddech. – Nie mogę ryzykować. Ich zdrowie i życie jest dla mnie najważniejsze. Mam bezpośredni kontakt z COVIDEM-19 i nigdy nie będę miała pewności czy nie jestem przypadkiem w danej chwili nosicielem.
– Dlaczego wybrałaś taki zawód? – pytają mnie najbliżsi. – Zacznij pracować w biurze, na poczcie, w sklepie – mówią.
– Ela, ale ja kocham ten zawód. Spełniam się w nim. Jest ciężko, jak cholera. Raz jestem wyzwana, innym razem ktoś nieświadomy swojego zachowania na mnie pluje, albo drze na strzępy mokrą pieluchę. Kiedyś odwróciłam się na chwilę, kiedy niezrównoważony pacjent chwycił ostre narzędzie i skaleczył mnie w rękę – mówi bez żalu.
Słuchając mojej koleżanki, dobrze wiem, że to twarda babka. Jako była policjantka orientuje się na co stać ludzi i wielokrotnie doświadczyła trudów tej służby. Zatrudniając się w szpitalu, chciała uciec od swoich osobistych problemów, bo niekiedy łatwiej leczyć swoje rany bezinteresownie pomagając innym.
Ludzkie ciało bez tajemnic
-Widzę ludzi w najgorszych momentach życia. Skulonych od bólu, poranionych na ciele i duchu, nieprzytomnych od alkoholu, bogatych i biednych, znanych i anonimowych, starych i młodych. Niekiedy dostaję jednak ciepły uśmiech, gorące słowa podziękowania, a nawet bukiet kwiatów. Te chwile mnie napędzają, dodają energii. Największą siłą są jednak moje koleżanki i koledzy, pielęgniarki i pielęgniarze, sanitariuszki i sanitariusze, panie salowe, koleżanki i koledzy z rejestracji oraz ratownicy. Pracujemy wszyscy na równi. Lubimy się, pomagamy sobie, wyręczamy się nawzajem, ale nie ma też co ukrywać, że potrafimy się pokłócić, posprzeczać i obrażać. Często wynika to po prostu ze zmęczenia, niedotlenienia (oddychanie w maseczce przez kilka godzin jest bardzo uciążliwe), poczucia bezsilności i braku zgody na panujący system w służbie zdrowia. To jednak grupa niesamowitych ludzi. Ich mądrość i doświadczenie oraz okazywane bezgraniczne wsparcie – jest jak magnes.
Mamy niewidzialną nić porozumienia. Kiedy wychodzimy ze strefy brudnej ściągamy kombinezony ochronne, z przerażeniem obserwujemy poranione i odciśnięte od maseczki twarzy, zniszczone od ciągłej dezynfekcji dłonie i spocone ciała. Już się przyzwyczailiśmy do tego widoku, ale zauważamy też, jak szybko się starzejemy. Widzimy jak na dłoni całą prawdę o ludzkim ciele. Zwłaszcza dla kobiet może to być trudne. Kiedy wychodzimy do świata zewnętrznego maseczka pozwala nam nieco ukryć defekty i ogromne zmęczenie. Z racji naszych przeżyć, posiadamy też nieco inne poczucie humoru, ale to dlatego, że życie nie ma dla nas tajemnic. Widzimy ludzi w skrajnych sytuacjach i to uczy nas pokory do siebie i innych, a zwłaszcza do tego, co może nas spotkać. To dlatego mamy odwagę stykać się nawet z COVIDEM-19, to po prostu część naszej pracy, kolejne wyzwanie, z którym po prostu musimy się zmierzyć – już spokojnie kontynuuje swoją wypowiedź moja koleżanka.
Zwłaszcza teraz pomagamy sobie bardzo. Jeżeli ktoś trafi na kwarantannę dostarczamy mu jedzenie, dzwonimy, wspieramy słowem i dodajemy otuchy. Ci ludzie nie wracają do domu, a chcąc uchronić swoich najbliższych, izolują się i przebywają w specjalnie wydzielonych do tego mieszkaniach. Nasze rodziny są w ciągłym zagrożeniu, ale to stały element tego zawodu.
Bieg z nadzieją
– Stres? Oczywiście, że mnie dopada. Zwłaszcza w obecnej sytuacji. W ciągu tych kilku miesięcy schudłam 15 kg. To taki bonus od „korony”. Nie mogłam sobie długo poradzić z myślami. Kiedy na rękach umiera ci tyle osób, trudno odciąć się od tego wszystkiego. I wiesz co? Zaczęłam biegać! Może to za dużo powiedziane, bo trochę maszeruję, wlokę się, ale mam swoje drobne pierwsze sukcesy – słychać nadzieję i nutkę radości w głosie mojej koleżanki. – Ciężko mi, ale się nie poddam.
Co ja mogę zrobić?
Ta rozmowa została mi na długo w pamięci i każde słowo wzięłam sobie głęboko do serca. Podjęłam decyzję, że zrobię wszystko, aby podzielić się tymi informacjami. Nie skupiam się już na dywagacjach czy maseczki są potrzebne, czy dają rzeczywiście zabezpieczenie, czy zachowywać dystans i unikać zgromadzeń? Staram się robić to, co mogę i jest w zakresie mojego zasięgu:
- Zawsze zakładam maseczkę w sklepie.
- Używam też gumowych, jednorazowych rękawiczek.
- Mam pod ręką płyny dezynfekujące: gotowe oraz własnoręcznie przygotowane na bazie spirytusu (70%).
- Zachowuję odstęp w sklepie, staram się utrzymać dystans na spacerze, choć nie zawsze jest to możliwe.
- Dbam o dietę i sen.
- Zdrowo gotuję.
- Wzmacniam się witaminą C, magnezem i witaminą D.
- Namiętnie myję ręce mydełkiem ok. 30 s.
- Odkażam często blat kuchenny.
- Systematycznie piorę maseczki materiałowe i prasuję je gorącym żelazkiem.
- Zrobiłam zapasy gumowych rękawiczek i jednorazowych maseczek na jesień (teraz są atrakcyjne ceny).
- Po prostu kocham siebie i swoich najbliższych.
Służba medyczna w Polsce i we Francji
Tak się składa, że mam w rodzinie trzy pielęgniarki, w tym jedną na bardzo wysokim stanowisku, które mieszkają we Francji. Realia funkcjonowania służby zdrowia w Polsce i we Francji są diametralnie różne. Moja polska koleżanka miała tylko raz (słownie: jeden) przeprowadzany test na COVID-19 i wyłącznie dlatego, że istniało podejrzenie kontaktu z osobą zarażoną. Kilka razy miała badanie z krwi na zawartość przeciwciał.
Nigdy o tym nie mówiła, ale z doniesień medialnych wiemy, jak wątpliwej jakości zakupiono dla naszej służby medycznej maseczki ochronne i to jeszcze za jaką cenę! Dla swojego bezpieczeństwa zakłada dwie maseczki. Choć jest ciężko oddychać, pomimo ran na twarzy, to niezbędne zabezpieczenie.
Natomiast moje francuskie pielęgniarki mają wykonywany obowiązkowy test na COVID-19 raz tygodniu (słownie: jeden raz w tygodniu). W ten sposób chroni się całą służbę medyczną, bezcenną w sytuacji pandemii, a jednocześnie ogranicza transmisję zakażenia. Służby medyczne mają zapewniony stały dostęp do profesjonalnych maseczek spełniających najwyższe parametry jakościowe. Szpitale dysponują lepszym sprzętem, większą liczbą łóżek szpitalnych. Działania są skoordynowane, szczegółowo zaplanowane, co nie wywołuje paniki i strachu. Moje francuskie dziewczyny na co dzień stykają się bezpośrednio z COVID-19, ale odpowiedzialne podejście władz i dyrekcji szpitali, dobra organizacja, odpowiednie nakłady finansowe, jednym słowem troska o ludzi sprawia, że są spokojne. Nie znaczy to, że nie boją się zakażenia. Działają jednak w dobre zaplanowanych ramach, a to daje poczucie bezpieczeństwa.
Jest jedna rzecz, która je łączy. Przeżywają stres, nie są obojętne na los ludzi, a to rodzi silne obciążenia psychiczne. Jedna z moich francuskich pielęgniarek znalazła taką samą formę odreagowania, jak moja koleżanka z Polski. Namiętnie biega, nawet wtedy, kiedy obowiązywał we Francji całkowity zakaz przemieszczania się. Za każdym razem była kontrolowana przez policjantów, ale za każdym razem po okazaniu swoich dokumentów znajdowała u nich zrozumienie. To był jej jedyny sposób na odreagowanie i zgromadzenie dodatkowej energii przed następnym trudnym dyżurem w szpitalu.
Popatrzmy w przyszłość
W takiej kryzysowej sytuacji, w której się wszyscy znajdujemy, zawsze sprawdza się solidarność, współpraca, empatia, rozsądek, a także odpowiedzialność i dyscyplina. Oby, tych zachowań nie zabrakło nam w najbliższych tygodniach i miesiącach. Chrońmy swoje zdrowie, zabezpieczajmy się, kulturalnie zwracajmy się do innych i prośmy ich o zachowanie bezpieczeństwa. Szanując siebie i innych będzie się nam wszystkim lepiej żyło.
Wszystkie moje dziewczyny podkreślają, że śmiercionośny koronawirus powróci ze zdwojoną siłą już jesienią. Mam nadzieję, że nie słuchając polityków, nie zważając na ich interesy, na naganne zachowania i brak przestrzegania prawa, które sami wprowadzają, skupimy się na tym wszystkim, co może przynieść nam korzyść i zapewnić dobre zdrowie.
PS Kiedy oddaję ten materiał do publikacji, mojej koleżance udało się już spotkać ze swoimi ukochanymi rodzicami na wspólnym obiedzie w ulubionej restauracji, co jest częścią tradycji rodzinnej. Z nieukrywaną ekscytacją szykuje się teraz na kontakt ze swoją córką, która już na przełomie października i listopada powita na świecie drugie dziecko, tym razem chłopczyka.