Marzenia nastolatki
Sprawienie prezentu dziecku jeszcze do niedawna było dla mnie sprawą prostą. Zabawki, książki, potem gry, z czasem sprzęt komputerowy. Wraz z wiekiem rosły koszty zakupu prezentów, aż nastąpił przełom. Moja córka pragnie teraz czegoś, czego nie da się kupić za żadne pieniądze.
– Co chciałabyś dostać na urodziny? – zapytałam moją 13-latkę.
Długo się zastanawiała.
– To już mam, tego nie potrzebuję, z tym mogę zaczekać – wymieniała.
Po czym, zamyśliła się i stwierdziła:
– Wiesz mamo, najbardziej marzę o przyjaźni. Takiej prawdziwej. Chciałabym mieć paczkę sprawdzonych przyjaciół, na których mogę liczyć w każdej sytuacji. Ludzi, z którymi mogę porozmawiać na każdy temat i ciekawie spędzać czas wolny – wyznała jednym tchem.
Upss – pomyślałam. Żaden rodzic nie jest w stanie, za żadne pieniądze, kupić takiego prezentu. Chciałoby się nieba przychylić swojemu dziecku, ale pewne rzeczy są poza zasięgiem naszych możliwości.
W drodze do przyjaźni
Jest wiele teorii na temat przyjaźni. Niektórzy wątpią w stwierdzenie, że można mieć wielu przyjaciół. Wielu, czyli żadnego. Inni sądzą, że prawdziwy przyjaciel zdarza się raz w życiu. Bliżej mi do drugiej tezy, ale może życie to zweryfikuje. Dla nastolatków przyjaźń ma ogromne znaczenie. Siła, wynikająca z bycia w grupie, daje poczucie wartości i bezpieczeństwa. Czy ją odnajdziemy – zależy wyłącznie od nas samych. Tylko metodą prób i błędów można szukać osób, z którymi znajdziemy wspólny język. Co w takiej sytuacji może zrobić rodzic? Przede wszystkim słuchać i usłyszeć, bo to nie to samo. Poza tym rozmawiać, wspierać, koić i podsycać pozytywną stronę życia.
Lustrzane odbicie
Wszystkie moje koleżanki uwielbiały moją mamę. Zawsze uśmiechnięta, nikogo nie wypuściła z domu głodnego. Przyłapałam się na tym, że podświadomie staram się ją naśladować. Wizyty koleżanek mojej córki wyglądają dziś jednak trochę inaczej. Nie praktykuje się tzw. dokarmiania. Pewnego razu zwrócono mi uwagę, że poczęstowałam dziecko, które potem nie chciało jeść obiadu we własnym domu. Trzeba pamiętać o tym, że dziecko może być na coś uczulone. Dzisiejsze dzieci są ponadto niezwykle asertywne i bez skrupułów mówią o swoich gustach kulinarnych. – Bo ja jem tylko z keczupem. Nie ma? To nie spróbuję – można usłyszeć. Trafienie w gust młodych smakoszy, którzy najlepiej trawią pizzę i hamburgery, jest nie lada wyczynem. Zwłaszcza w domu, gdzie trzyma się dietę cukrzycową (to z powodu męża).
Kulinarny chwyt i hit!
Znalazłam jednak sposób, aby choć trochę przechytrzyć „fastfoodowców”. Moim popisowym daniem,
które przyciąga koleżanki mojej córki są frytki. Tyle, że nie sklepowe, sporządzone z masy niewiadomego składu i pochodzenia. Tylko z prawdziwych ziemniaków, smażone na patelni, jak to pamiętam z dzieciństwa. Ich smaku nie jest w stanie zastąpić żadna firmowa frytka!
Na fali są również owoce. Dziwicie się? Wystarczy pokroić je w cząstki, włożyć do ładnych miseczek i – tutaj mój patent – wkłuć wykałaczkę. Dzieci są teraz takie sterylne i wygodne, że to jeden ze sprawdzonych sposobów. Zawsze pod ręką mam również lody i bitą śmietanę w sprayu.
Za moich czasów…
…najlepsze przyjaźnie zawiązywało się pod koniec szkoły podstawowej (teraz pierwsza-druga klasa gimnazjum). Najmilej wspominam ten czas, a siła więzi z moimi koleżankami trwa do dziś. Obecnie system edukacji zabił ten proces. Podstawówka kończy się w szóstej klasie, kiedy dzieci świetnie się znają, zaczynają dojrzewać i są gotowe do rozwijania przyjaźni. Muszą się jednak rozstać. Nowa szansa leży w gimnazjum, ale na to znowu potrzeba czasu.
– Myślisz, że znajdę przyjaciółkę w gimnazjum? – pyta mnie córka.
– Poszukaj najpierw uważnie wokół siebie – zaproponowałam.
Moja sugestia była trafna. Relacje z rówieśnikami bardzo się poprawiły. Może sprawił to również wyjątkowy klimat rozstania szóstoklasistów. Samopoczucie i samoocena mojej córki wzrosła. Z nowymi nadziejami wkroczy w nowy rok szkolny. Z troską będę obserwować jej poszukiwania przyjaźni w gimnazjum. Czas chyba przygotować się też do pierwszych miłości…
zatroskana mama