Odnaleziona przyjaźń
Jaka może być siła papieru czerpanego dowiedziałam się próbując odnaleźć po 20 latach koleżankę ze studiów. Przekonałam się również, że prawdziwa przyjaźń potrafi oprzeć się upływowi czasu.
Na mapie naszych rodzinnych podróży znalazł się Zieleniec. Bazę noclegową dzięki ofercie Groupon zorganizowaliśmy w pobliskich Dusznikach Zdroju. Miejscowość kojarzyłam ze szkolnej wycieczki do Muzeum Papiernictwa oraz koleżanki, którą poznałam na Akademii Ekonomicznej. Na studiach zaocznych przyjaźnie mają nieco inny charakter, jest ich znacznie mniej i trudniej je podtrzymywać. To było na pierwszym roku studiów. Zapadły mi w pamięci nasze rozmowy, strach przed kolejnymi egzaminami, pożyczanie notatek (ksero było wtedy drogim luksusem) i bieg po wykładach na wrocławski dworzec. Opowiadałyśmy o swoich miastach, ja o Chojnowie, moja koleżanka o Dusznikach. Nasze drogi ostatecznie pokrzyżowała w drugim semestrze statystyka – moja prawdziwa pięta achillesowa. Potem minęło długich 20 lat…
Wybierając się po raz pierwszy na narty w Góry Orlickie, zaczęłam odtwarzać strzępki wspomnień. Z czystej ciekawości wpisałam kilka haseł w googlach. Jak po nitce do kłębka zorientowałam się, że moja koleżanka nadal mieszka w Dusznikach, pracuje i wyszła z mąż. Postanowiłam zaryzykować i zrobić ten przysłowiowy pierwszy krok. Tak spontanicznie, bez zobowiązań, a przede wszystkim biorąc pod uwagę różne scenariusze wydarzeń. Podczas pobytu w Dusznikach Zdroju weszłam do budynku, w którym pracuje moja koleżanka. Zapytałam o nią, ktoś poszedł do pokoju obok i ją wywołał:
– Jakaś pani do ciebie.
Będąc w zimowym okryciu zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco, przede wszystkim z wielkich emocji.
Czy ją poznam? Czy ona rozpozna mnie? Jak zareaguje? Po co serwuję sobie tyle dodatkowego stresu? Może po prostu teraz uciec! – myślałam gorączkowo.
Za chwilę dojrzałam ją w głębi korytarza. Nie miałam wątpliwości. Ta sama. Uśmiech też ten sam. Zbliżała się do mnie, a ja zastanawiałam się jak ona mnie widzi. Po krótkiej rozmowie umówiłyśmy się na kawę w centrum. Było cudownie. Miałyśmy mnóstwo wspólnych tematów i w żaden sposób nie odczułam, że minęło już 20 lat. „Dowód” upływającego czasu pojawił się za chwilę w postaci prześlicznej nastolatki – starszej córki mojej koleżanki, młodszą o skrajnie innej, ale równie wyjątkowej urodzie miałam okazję poznać później.
Odnowienie przyjaźni przyniosło mi mnóstwo satysfakcji. Trudno mówić też o przypadku, bo kilka tygodni później dokonałam wyjątkowego odkrycia. Szukałam czegoś wśród starych pamiątek i dokumentów. Jestem typem sentymentalnego chomika. Zgromadziłam na przykład wszystkie kartkówki ze szkoły podstawowej. Wśród moich różnych skarbów natknęłam się na wyjątkowy list. Nawet nie podejrzewałam siebie, że zostawię go na pamiątkę. Był oryginalny nie tylko ze względu na jego autorkę, ale również formę. Był napisany na czerpanym papierze, z którego słyną Duszniki. Tak! To był list dokładnie sprzed 20 lat od mojej koleżanki, w którym opisuje nasze perypetie z egzaminami.
Podczas kolejnego, tym razem letniego pobytu u mojej koleżanki zabrałam list ze sobą. Nie ukrywam, że była równie zaskoczona jak ja. Spędziliśmy z naszymi rodzinami przemiły wieczór w otoczeniu bajkowego ogrodu, stworzonego w głównej mierze przez jej męża. Na temat ich malutkiego domku z kominkiem, pobliskim stawem, własną kapliczką, trzema kotami: Bonifacym, Filemonem i Lenką oraz psem, mogłabym napisać kolejny felieton. Niech wystarczą załączone zdjęcia. Podczas tego spotkania w ferworze rozmów zostawiłam u niej mój pamiątkowy list. Wysłała mi go do Warszawy po raz drugi, załączając w prezencie plik ręcznie wykonanych kart z wodnymi znakami oraz kopert z papieru czerpanego. Tym razem chyba moja kolej na napisanie listu. Mam tylko nadzieję, że na spotkanie nie będziemy czekać kolejnych 20 lat, a kiedy przyjdzie ten czas, siądziemy przy kominku i przeczytamy go raz jeszcze…
Elżbieta Sandecka-Pultowicz