Podróżowanie zmysłami
Kiedy marzymy o podróżach, zazwyczaj myślimy o dalekich kierunkach, egzotycznych krajach, odmiennych kulturach. Często zdarza się jednak, że nie znamy najbliższej okolicy, która również ma wiele do zaoferowania. Jeśli więc nie mamy możliwości na dalekie i drogie wyjazdy, rozłóżmy mapę i wybierzmy sąsiednią miejscowość, której nigdy nie odwiedziliśmy. I nie ważne czy pojedziemy tam rowerem, pociągiem, autobusem czy samochodem, istotne jest z jakim nastawieniem udamy się w tę podróż.
Któż nie lubi podróżować? W naszych wizjach snujemy często dalekie, zagraniczne eskapady, pełne niespodzianek, przyjemności i błogiego relaksu. Na wiele z nich musimy ciężko zapracować, a dla niektórych pozostaną one na zawsze w sferze marzeń. Prawdziwy pasjonat podróży znajdzie jednak mnóstwo okazji, by z pasją zwiedzić sąsiednią dzielnicę, pobliskie wioski i miasteczka, poszczególne regiony Polski. Kluczem do interesujących wojaży nie jest bowiem samo miejsce, ale nasze nastawienie i otwarcie na nowości.
Wybierając się choćby w najkrótszą podróż otwórzmy wszystkie zmysły. Popatrzmy na horyzont, nie pomijając żadnego szczegółu, który nas otacza. Obserwujmy ludzi, ich zachowania oraz wzajemne relacje. Kiedy jest sprzyjająca okazja nawiążmy niezobowiązujący kontakt z mieszkańcami, sklepową, kelnerem, itp. Podziwiajmy budowle, domy, kościoły, skupmy się na detalach architektonicznych. Odwiedźmy lokalne muzeum, poznajmy tradycje i historię tego miejsca. Chłońmy wszystkie zapachy i poczujmy atmosferę miejsca. Poznajmy jego smaki, próbując lokalnych smakołyków i odwiedzając miejscową kawiarnię. Dajmy się ponieść losowi.
Czy staliście kiedyś na szczycie góry i czuliście wszechobecną wolność? A teraz wyobraźcie sobie, że unosicie ręce, zamykacie oczy i całkowicie poddajecie się magii tej chwili. Właśnie z taką lekkością ducha, optymizmem i ciekawością wybierajcie się w podróż, choćby najkrótszą. Obiecuję, że odkryjecie całe piękno i niepowtarzalność każdego miejsca na ziemi.
Kiedy mam wrażenie, że coś nie przebiega po mojej myśli, lubię powtarzać sobie: widocznie tak ma być, poczekaj co przyniesie przeznaczenie. Uwierzcie, że zawsze można znaleźć dobrą stronę nieoczekiwanych zdarzeń. Warto pójść za głosem intuicji, zmienić planowany kurs i świadomie zagubić się w tym, co przygotowało dla nas życie. Poczuć luz i nieskrępowaną swobodę. Taki sposób podróżowania niesie niezwykłą satysfakcję, przynosi prawdziwy wypoczynek i pozostaje na długo w pamięci.
Być może mi pomaga wrodzona ciekawość i gadatliwość, co pokochali podczas podróżowania moi najbliżsi. Przyznam się, że nie zawsze był mi bliski taki „relaksacyjny” sposób podróżowania. Generalnie w młodości bardzo rzadko wyjeżdżałam gdziekolwiek. Nie miałam więc większych doświadczeń. Kiedy założyłam rodzinę, wypracowaliśmy swój indywidualny, rodzinny sposób, dostosowany po trochę do każdego. Przeszliśmy etap szczegółowego planowania podróży, ale to też ma swoje minusy, bo najczęściej trudno zrealizować wszystkie punkty. Myślę, że dobrze mieć pewien zarys i wiedzę na temat atrakcji regionu, ale na miejscu kierować się też intuicją.
W tym roku ze względu na okrągłe rocznice urodzin planowaliśmy zagraniczną podróż w ofercie last minute. Z różnych względów nie było to realne. Spełniliśmy jednak marzenie mojego 78-letniego taty, który nigdy nie widział morza. Odwożąc go znad Bałtyku do rodzinnego Chojnowa, postanowiliśmy odwiedzić pobliskie miejscowości: Złotoryję, Lwówek Śląski, Gryfów Śląski, Lubomierz, Lubawkę, Chełmsko Śląskie, Krzeszów. Poza miejscem mojego urodzenia czyli Złotoryją, we wszystkich pozostałych miejscach byłam… po raz pierwszy. Aż mi wstyd, że dopiero teraz, jak mieszkam daleko, zwiedzam i zachwycam się tą okolica. A miałam ją przecież na wyciągnięcie ręki. Już kiedyś napisałam, że trzeba dystansu w dosłownym tego znaczeniu, aby docenić to, co miało się pod nosem.
A jak to wygląda u Was? Macie podobne doświadczenia? Jeśli tak, zachęcam do odkrywania tego, co jest blisko. Poznałam kiedyś warszawiankę wychowaną na Starówce, która dopiero przed przeprowadzką do innej dzielnicy, postanowiła zwiedzić po raz pierwszy… Zamek Królewski.
Usłyszałam ostatnio piękny komplement od mojej 15-letniej córki, która początkowo była rozczarowana, że w odróżnieniu do swoich rówieśników, nie wyjechała na wakacje za granicę. Uznała, że właśnie ostatnie wakacje były dla niej najlepsze. Zakochała się w małych dolnośląskich miasteczkach, lokalnych zwyczajach i ciekawych ludziach. I właśnie takie granice poznawcze warto przekraczać. Już wiem, że na każdym skrawku świata ona poczuje się dobrze, będzie miała szeroką perspektywę, bo nauczyła się patrzeć zmysłami i sercem.