Podziw i tolerancja
Czy można pływać nie mając rąk? Nie zastanawiamy się nad tym. Teoretycznie ujmując trudno to sobie wyobrazić, ale życie pokazuje, że to możliwe. Mało tego, takie osoby walczą o medale na międzynarodowych zawodach. Patrząc na ich zmagania rodzą się mieszane uczucia.
Moja, tzn. w kwestii formalnej nasza córka, po zaledwie miesięcznym treningu w Integracyjnym Uczniowskim Klubie Sportowym na basenie „Muszelka”, wystartowała w swoich (i naszych) pierwszych zawodach pływackich. Zmagania odbywały się w ramach Międzynarodowych Grand Prix Polski w Pływaniu Osób Niepełnosprawnych. Jak się można domyśleć zawody odbywały się przy licznym udziale osób niepełnosprawnych, a także zawodników pełnosprawnych, trenujących w dzielnicowych klubach. Wsłuchując się w relacje z mistrzostw przekazanych przez mojego męża i córkę przekonałam się, że rozpowszechniana od dawna tolerancja wobec osób niepełnosprawnych przynosi efekty.
Ja, a także mój mąż, zostaliśmy wychowani w przeświadczeniu, że niepełnosprawność to smutek, nieszczęście i tragedia życiowa. Osoby takie nie miały kiedyś szerokiego dostępu do życia publicznego. Najczęściej w zaciszu domowym prowadziły swój żywot, raczej stroniąc od wścibskich lub litościwych spojrzeń. Na własne oczy widziałam przełom w podejściu do takich ludzi. Nauczyłam się, że potrafią i są szczęśliwi. Mają piękne pasje, starają się być bardzo samodzielni i z determinacją spełniają swoje marzenia. Moglibyśmy się wiele od nich nauczyć…
W relacji mojego męża Ryszarda, obserwującego zawody z balkonu, upłynęło sporo czasu zanim bez skrępowania przyglądał się sportowej rywalizacji osób z różnymi dysfunkcjami. Akurat w tej dyscyplinie sportu nie ma wiele do ukrycia. Wyraźnie widać deformacje kończyn, czy problemy z koordynacją ruchową. W zawodach startowali również niewidomi, doprowadzani przez swoich opiekunów. Mój mąż nie czuł się komfortowo patrząc jak zmagają się ze swoim ciałem. Dopiero po czasie dostrzegł ich ogromną siłę ducha, satysfakcję, a często radość. Opowiadając swoje wrażenia trudno mu było ukryć wzruszenie.
Zastanawiałam się, jakie odczucia mogła mieć moja 9-letnia Karolina, która będąc na pływalni jeszcze dokładniej mogła obserwować niepełnosprawnych zawodników. Słuchając jej opowiadania, nie zauważyłam ani grama niechęci czy poczucia dyskomfortu. Spokojnie i rzeczowo relacjonowała przebieg mistrzostw. Była natomiast pod ogromnym wrażeniem jak osoba bez rąk może szybko pokonać dystans w wodzie. Patrzyła na zmagania niepełnosprawnych pływaków jak zaczarowana. Bez cienia litości i zażenowania. Po prostu.
Dwa pokolenia. Dwie różne relacje. Dwa różne wrażenia. Dowód na to, że świadomość ludzką można kształtować. Najczęściej w długim czasie, ale z jakimi efektami! Teraz przypominam sobie bajki, w których postacie były sprawne inaczej, koncerty z udziałem osób niepełnosprawnych, tworzenie szkolnych klas integracyjnych, likwidowanie barier architektonicznych. Z okien domu nieświadomie obserwujemy na stadninie dzieci na zajęciach hipoterapii. Małymi kroczkami udało się dokonać wielkiej rzeczy – uznaniu ludzi z różnymi dysfunkcjami za takich samych, jak my. Nasunęła mi się jeszcze jedna osobista refleksja. Mam dwie ręce, mam dwie nogi, a nie potrafię pływać. Dotarło do mnie, jak trudno pokonać swoje słabości i że wszystko zależy od tego, jak bardzo się tego chce…
Elżbieta Sandecka-Pultowicz