Połów nie tylko „Na Wspólnej”
Kampania stołecznych policjantów skierowana przeciwko kieszonkowcom „Nie daj się złowić” zatacza coraz szersze kręgi. W akcję chętnie zaangażowały się media, aktorzy i dziennikarze. Szczegóły operacji chcą poznać policjanci z innych jednostek w kraju, a także zza granicy.
Pomysł zrodził się przed trzema laty. Kradzieże kieszonkowe wchodzą do grupy przestępstw uciążliwych społecznie. Straty może nie są wielkie, ale procedura związana z wyrobieniem nowych dokumentów, czy zablokowaniem kart płatniczych jest kłopotliwa. Z rosnącą liczbą tego rodzaju zdarzeń najbardziej nie mógł się pogodzić Naczelnik Wydziału Wywiadowczo-Patrolowego KSP mł. insp. Bogdan Krzyszczak. To właśnie u niego zrodziła się myśl o przeprowadzeniu niekonwencjonalnej operacji „na żywym organiźmie”. Wyniki przeszły najśmielsze oczekiwania. Od 2008 r. akcja rozwinęła swoje skrzydła. Dziś słyszał o niej prawie każdy mieszkaniec stolicy i nie tylko.
„Wiola”, „Cygan” i „Szymek?”
Trójka policjantów z Wydziału Wywiadowczo-Patrolowego KSP stała się już symbolem akcji „Nie daj się złowić”. Są obecni w serialach, programach telewizyjnych, stacjach radiowych, a przede wszystkim wśród wszystkich mieszkańców Warszawy. Każdy z nas może stać się potencjalną ofiarą kieszonkowców w autobusie, tramwaju, metrze, czy sklepie. Wszędzie tam nieoczekiwanie policjanci mogą nakleić nam kartkę z napisem „Dałeś się złapać POLICJI. Nie daj się ZŁODZIEJOWI!!!”.
„Wiola”, „Szymek” i „Cygan” stanowią zgrane trio. Umawiając się z „Wiolą” na wywiad nie było pewności czy będą mogli przyjść jej koledzy. Na spotkanie stawili się oczywiście wszyscy – jak jeden mąż. Po krótkiej rozmowie już wiedziałam, że tak jest zawsze. Trzymają się razem. Jedno może liczyć na drugiego i… trzeciego. Lubią się i mają poczucie humoru. Są bardzo zaprzyjaźnieni, w pracy i poza nią. Przyznali się do wspólnych wyjazdów wakacyjnych ze swoimi rodzinami. W tym roku planują wspólną zabawę sylwestrową. Miałam pewność, że wyjątkową akcję prowadzą wyjątkowi ludzie.
„Wiola”- sierż. szt. Wioletta Szubska – naszą akcję przeprowadzamy w okresach wzmożonej działalności kieszonkowców, tj. w okresie przedświątecznym oraz wakacji. Jesteśmy wtedy nadmiernie zaabsorbowani zakupami i obowiązkami. Tymczasem pośpiech i tłok to wymarzone warunki do pracy dla złodziei kieszonkowych.
„Szymek” – mł. asp. Marcin Szymański – przed akcją „Wiola” robi dobrą kawę, ale zawsze o czymś zapomni – żartuję oczywiście (i tak jest podczas całej rozmowy – przyp. autor) – ubieramy się wygodnie w cywilne ubrania. Ktoś się spóźnia, najczęściej „Cygan”, ale wyjeżdżamy zawsze razem. Wsiadamy do tramwaju, pociągu, metra i obserwujemy otoczenie. Przyglądamy się jak pasażerowie trzymają torby, torebki, portfele. Wypatrujemy ofiarę – osobę, która mogłaby paść ofiarą kieszonkowców. Przystępujemy do działania. Przyklejamy żółtą „ostrzegawczą” naklejkę na otwartej torebce lub wysuniętym portfelu w kieszeni spodni. Po chwili przedstawiamy się i pokazujemy legitymacje policyjne. „Dzień Dobry. Jesteśmy policjantami. Czy jest Pani świadoma, że mogła paść ofiarą kieszonkowców?” – pytamy. „Ależ skąd. Jestem bezpieczna” – słyszymy niemal zawsze. „To proszę popatrzeć do torebki” – prosimy standardowo i za każdym razem jesteśmy świadkami ogromnego zaskoczenia. Wtedy ludzie robią przysłowiowego karpia.
„Cygan” – asp. Ernest Cyga – od czterech lat nikomu nie udało się nas złapać za rękę, za to wszystkim mówimy o naszej akcji, przestrzegamy, radzimy, rozdajemy ulotki. Moją rolą w całej operacji jest sfilmowanie całego zdarzenia. To nie tylko dowód naszej pracy, ale przede wszystkim doskonały materiał do opracowania materiałów edukacyjnych. Wiemy także, że nie ma lepszej nauki od tej, jaką przejdzie się na własnej skórze. Zdarza się, że na jednym tyłku lądują trzy naklejki. Na przestrzeni trzech lat, od kiedy rozpoczęliśmy akcję „Nie daj się złowić”, rozkleiliśmy kilka tysięcy takich „niespodzianek”.
„Tycer”, „Świeca” i „Krawiec”
W świecie kieszonkowców single to rzadkość. Standardowo działają 2-3 osobowe grupy, w których każdy ma konkretne, ściśle określone zadania. „Tycer” typuje i wybiera ofiarę. Do zadań „Krawca” należy sprawne i szybkie wyjęcie portfela i przekazanie go „Tycerowi”. Całość obserwuje i zabezpiecza „Świeca”.
Nasze wyobrażenie o kieszonkowcach może być złudne. Nie są to młodzi, agresywni mężczyźni „bez szyi”. Często to zadbani, spokojni panowie po 60-tce, niewyróżniający się z tłumu niczym szczególnym. Może to być również nobliwa pani około 50-tki. Nie ma znaczenia ani płeć, ani wiek. Natomiast zawsze wzbudzają nasze zaufanie, są pomocni przy wsiadaniu do pojazdu czy wniesieniu ciężkiego bagażu. Nie są to bandyci w tym kontekście, że mogą nas pobić lub napaść. Są zazwyczaj grzeczni i spokojni, bo wiedzą, że tylko w ten sposób w momencie przyłapania, niedoskonałe prawo pozwoli im szybko wrócić do profesji.
– Przepisy prawa w tym zakresie – mówią wszyscy policjanci – utrudniają i zmniejszają skuteczność naszych działań. Są z kolei doskonałym „wytrychem”, świadomie stosowanym przez kieszonkowców. Oni doskonale wiedzą, że jeżeli wartość łupu nie przekracza 250 zł i dobrowolnie poddadzą się karze, dostają grzywnę i wychodzą na wolność. Rozwiązaniem byłoby zniesienie tej kategorii zdarzeń jako wykroczenie, a kwalifikowanie jej jako kradzież. Przecież to przestępstwo, ale niestety nie w rozumieniu obowiązującego prawa. Na przykład mamy w tym roku osobę, która została zatrzymana za drobne kradzieże już 13 razy!
Kieszonkowcy traktują swoje zajęcie jako zawód, to ich sposób na życie. Zdarzają się oczywiście jednostki chorobowe, tzn. kleptomani, ale to odrębny problem.
– Od czasu, kiedy mamy zgodę na pokazywanie swoich twarzy wiemy, że jesteśmy znani kieszonkowcom – mówi „Szymek” – w trakcie kręcenia jednego z programów telewizyjnych spotkaliśmy się w tym samym autobusie. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Czuliśmy się bezsilni. Dlatego kiedy upatrzymy „starego” kieszonkowca, kontaktujemy się z kolegami, aby oni przejęli akcję. Warto wspomnieć, że nasza Sekcja Operacji Policyjnych jest jedyną tego rodzaju komórką w Polsce.
Kontrolowane prowokacje
– Uwielbiamy naszą robotę – podkreślają policjanci. Robimy to, co lubimy, a nasza praca przynosi efekty. W ciągu ostatnich lat znacznie spadła liczba kradzieży kieszonkowych, a do działań prewencyjnych wciągnęliśmy mnóstwo instytucji, aktorów, dziennikarzy, ludzi dobrej woli.
Wiedzą, że znane twarze bardziej przemawiają do ludzi. W ten sposób skutecznie docierają z informacją jak się uchronić przed kradzieżą, ale także jak zareagować będąc jej świadkiem.
– Ludzie zazwyczaj nie reagują – mówi „Wiola”. W wakacje przeprowadziliśmy prowokację w pociągu podmiejskim. Wchodziłam do wagonu i po chwili zasypiałam, zostawiając obok otwartą torebkę. Koledzy wchodzili do przedziału i na oczach pasażerów zabierali torbę. Na 10 zdarzeń, jedynie w dwóch przypadkach nastąpiła reakcja. Byli to starsi panowie, w tym jeden ochroniarz.
– Jeden z pasażerów – opowiada „Szymek” – popatrzył na mnie groźnie. Nie spuszczałem wzroku. On zrezygnował pierwszy. Spuścił głowę i udał, że nic nie widzi. Pytaliśmy potem ludzi – dlaczego nie reagują? Trudno skleić jakąś jedną sensowną odpowiedź z tego, co usłyszeliśmy.
Najtrudniejsza rola
Nasi bohaterowie starają się za każdym razem uatrakcyjnić policyjną akcję. Są bardzo aktywni. Ich telefony są rozgrzane do czerwoności. Nawiązali wspaniałe kontakty z aktorami m.in. Anną Guzik i Mieczysławem Hryniewiczem. W pełni angażują się w te przedsięwzięcia i co ważne, robią to całkowicie bezinteresownie. Nasi policjanci inicjują nagrywanie spotów reklamowych, filmów edukacyjnych, a wątki prewencyjne przewijają się w znanych serialach telewizyjnych. Mało tego! Ostatnio zagrali samych siebie w jednym z odcinków serialu „Na Wspólnej”.
– Zaprosili nas na plan filmowy – relacjonuje „Cygan” – mieliśmy wcielić się w samych siebie – policjantów prowadzących akcję prewencyjną „Nie daj się złowić” w autobusie miejskim. W jednej ze scen Pani Kopciowa, w rolę której wcieliła się Bożena Dykiel, łapie złodzieja za rękę. Okazuje się, że to my, czyli policjanci, ale ona nie chce w to uwierzyć. W kolejnej scenie przed autobusem mówimy o naszej akcji, a zachowanie Pani Kopciowej jest ukazane jako wzorcowe.
– Przekonaliśmy się – mówi „Wiola” – jak trudno zagrać samego siebie. Nagrywaliśmy 15 dubli, ale chyba z dobrym efektem. Najzabawniejsza scena rozegrała się w rekwizytorni. Pan wręczył nam „filmowe” legitymacje. Uznaliśmy, że nasze są o wiele ładniejsze. „To wy jesteście prawdziwi” – pytał z niedowierzaniem rekwizytor. Spokojniej poszło w garderobie, gdzie uznano nasze cywilne ubrania za doskonałe.
– Myślimy już o nowej akcji przed EURO 2012, ale za wcześnie na szczegóły – mówi „Cygan”. Wierzymy, że znajdziemy wielu partnerów do tej akcji, ale musimy też pogodzić inne obowiązki, bo każdy z nas ma dodatkowe zadania służbowe. Udział w akcjach „Nie daj się złowić” to jedynie część naszej pracy, ale najbardziej lubianej.
To prawda. Czas przestaje się wtedy dla nich liczyć. Są niemal w stałej dyspozycji. Właśnie za to kochają swoją pracę. Najbliżsi członkowie rodziny już dawno pogodzili się z „urokami” ich pasji. Widząc jednak zapał w ich działaniu, optymizm, dynamikę, nie ma wątpliwości, że czują się spełnieni. Jeszcze długo będą łapać na haczyk nierozważnych pasażerów, a jednocześnie zastawiać kieszonkowcom skuteczne sieci.
Elżbieta Sandecka-Pultowicz