Inspiracje,  Kultura,  Ludzie

Rehabilitacja ciała i duszy

Drętwienie dłoni powtarzało się niemal każdego poranka. To przerażające uczucie, kiedy patrzysz na swoją rękę, a ona wydaje się martwa. Diagnoza lekarzy wskazywała na zespół cieśni nadgarstka. Rozpoczęłam rehabilitację w państwowej przychodni. Nie zapowiadało się na to, ale znalazłam tam ukojenie nie tylko dla moich dłoni, ale przede wszystkim dla duszy oraz impuls do twórczej odnowy.

Zaczynało się nad ranem. Budziło mnie drętwienie ręki. Nie czułam środkowych palców u dłoni. Patrzyłam na nią jak na martwą, obcą część ciała. Okropne uczucie. Można było obciąć tę część i nic nie poczułabym. Uczucie strachu skłoniło mnie do wizyty u lekarza. Wszystko wskazywało na zespół cieśni nadgarstka, to taka przypadłość osób pracujących przy komputerze. Ponad 30 lat pisania musiało jakoś wpłynąć na moje ciało. Poza krzywym kręgosłupem, przyszły kłopoty z czuciem dłoni.

Nie chcę narzekać. Próbując zachować sprawność rąk, zakupiłam podkładkę pod myszkę z takim garbem, który pozwala mi opierać nadgarstek i go odciążyć. Przy intensywnych pracach zakładam uciskową opaskę. Lekarz zalecił mi również serię zabiegów rehabilitacyjnych: pole magnetyczne i naświetlanie ultradźwiękami.

Przyjaźń nieznajomych

To był dla mnie czas kryzysu twórczego. Trapiło mnie czy nadal prowadzić bloga, czy rzucić wszystko w cholerę. – Co ja z tego mam? – zadawałam sobie pytanie. Czarne myśli i poczucie beznadziei towarzyszyło mi w tamtym czasie. Rozpoczęłam zabiegi. Skromne pomieszczenia przychodni były wyposażone w kilka urządzeń i tłumy starszych ludzi z różnymi dolegliwościami. Mogę nieśmiało powiedzieć, że ze względu na swój „młody” wiek nie pasowałam do tego towarzystwa. Za to mentalnie było idealnie. W ciągu dwóch tygodni codziennych zabiegów ukształtowała się stała grupa. Rozmawialiśmy o wszystkim. Tak zaczynała się nasza mała przyjaźń.

Wszyscy wiedzieli, kiedy kto ma swój zabieg. Kiedy zabrakło pewnego pana, dopytywaliśmy czy z nim wszystko w porządku. To było przyjemne wiedząc, że inni nas zauważają i pamiętają. Czekałam zawsze na spóźniającą się panią, którą za każdym razem solennie obiecywała poprawę. I była też pani, która, tak jak ja, miała zabiegi z użyciem pola magnetycznego. Przyciągnęła moją uwagę swoim kolorowym strojem. Miała takie fajne długie włosy lekko upięte, a na sobie zawsze długą wzorzystą spódnicę i kolorową górę. Pacjenci tej przychodni tak się zazwyczaj nie ubierają, bo najczęściej mają na sobie ciemne kolory i nieśmiertelną czerń.

Niezwykła znajomość

Czytałam kolejne rozdziały książki „Droga artysty” – czytaj więcej czekając na cud odrodzenia się kreatywności i twórczego odblokowania. Przysłuchując się kiedyś luźnej rozmowie rehabilitantki z panią od pola magnetycznego, dotarły do mnie niektóre słowa: „lekarz jest od leczenia, kucharz od gotowania, a artysta od…” i dalej nie usłyszałam, bo jakiś hałas mi w tym przeszkodził. Za chwilę kolorowa pani pożegnała się i wyszła z przychodni. Może tytuł książki, którą zgłębiałam, tak bardzo skupiła moją uwagę na tym temacie.

– A artysta od czego jest? – zadawałam sobie pytanie.

– Czy ja jestem artystą*?

– Od czego właściwie jestem? – nie mogłam przestać się zastanawiać. Obiecałam sobie, że dopytam następnego dnia.

Od czego jest artysta?

– Od tworzenia dzieł sztuki – odpowiedziała mi następnego dnia kolorowa pani. Była chyba miło zaskoczona, że ktoś uważnie wsłuchał się w jej słowa.

– A bo ja nieraz tak coś powiem… – skwitowała skromnie i wręczyła mi swoją wizytówkę. Też była kolorowa, w takie ładne kwadraciki.

„Krystyna Krępa – artysta malarz” – przeczytałam i myślałam, że śnię.

To ja mam przed sobą prawdziwą artystkę? W tej skromnej przychodni. Tak sobie obok. I przychodzi na to samo „pole” co ja – cieszyłam się.

Artyści szukają inspiracji w muzyce, podróżach, spotkaniach z ludźmi, przyrodzie. Nigdy nie wiadomo do końca, co zadziała. I na tym polega delikatność, czułość i kruchość artystyczna.

Od tego zaczęły się nasze rozmowy. O tworzeniu, o szukaniu inspiracji, o bogactwie wyobraźni, o dostrzeganiu tego, co niedostrzegalne, o wrażliwości, a także o kryzysach artystycznych. One dotykają każdego twórcę. To nieodłączny element tworzenia. Są wzloty, są także chwile zastoju, niemocy, odpoczynku. Bardzo szukałam odpowiedzi na kolejne pytanie:

– Jak uruchomić i przywrócić kreatywność?

– Na to nie ma recepty, ale pomaga odpuszczenie – usłyszałam. Jeżeli na siłę chcemy coś osiągnąć, bardzo często to się nam nie udaje. Dopiero jak zluzujemy, opadnie nam nerwowość i napięcie, okazuje się, że wszystko przychodzi lekko i niepostrzeżenie. I znowu możemy fruwać. Artyści szukają inspiracji w muzyce, podróżach, spotkaniach z ludźmi, przyrodzie. Nigdy nie wiadomo do końca, co zadziała. I na tym polega delikatność, czułość i kruchość artystyczna. Tego nie można zaplanować, wymusić i na siłę przyciągnąć. To przychodzi samo, jak letni wiosenny wietrzyk, aby wreszcie rozpalić uczucia do czerwoności, które potem eksplodują w tekstach, obrazach, rzeźbach.

Wernisaż

Pewnego dnia moja kolorowa pani powiedziała niespodziewanie. – Zapraszam panią na moją wystawę prac w warszawskim Związku Polskich Artystów Plastyków pod nazwą „Medytacje”.

W objęciach planety na wystawie Medytacje


Trochę przekładałyśmy nasze wspólne wyjście, po czym pojawił się jeszcze nowszy pomysł. Otrzymałam zaproszenie na wernisaż prac ponad 90 artystów pod nazwą „Malarstwo 2020-2021”. Wystawę zorganizowano zaledwie w kilka dni, wręcz ekspresowo. Można powiedzieć, że to prace pandemiczne, bo powstawały właśnie w tym trudnym czasie. Spragnieni artyści chcieli się spotkać, wymienić energią, porozmawiać, pokazać innym kawałek swojej twórczości.

EFEKTEM UBOCZNYM
zwykłej rehabilitacji jest niezwykła znajomość z osobą, która przeniosła mnie w świat wielkiej sztuki i pozwoliła uruchomić wyobraźnię oraz kreatywność

Pani Krystyna miała się lekko spóźnić, więc byłam zmuszona wejść na wernisaż sama. Czułam się jak przed trudnym egzaminem w uczelni, gdzie nikogo nie znam. W sumie nawet nie wiedziałam, którą bramą wejść do środka, ale wszystko poszło gładko. W korytarzu była jedna pani, z którą zaczęłam rozmowę. Okazało się, że również jest artystką, której prace znalazły się na wystawie. Nasza dyskusja wykroczyła daleko poza świat sztuki i dotykała spraw osobistych. Już podczas trwania wernisażu poprosiłam ją o pokazanie swojego dzieła. Czułam się niezwykle. Rzadko zdarza się, aby dzieło oglądać w towarzystwie autora, który jeszcze dokonuje jego interpretacji – o tym w kolejnym wpisie.

Otwarcie wernisażu Malarstwo 2020-2021 w warszawskim Związku Polskich Artystów Plastyków przy ul. Mazowieckiej

Wśród tłumu gości odnalazłam też moją panią Krystynę, która jest członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków od 1977 r. (wtedy miałam zaledwie 5 lat). Nie dziwicie się już chyba, że czułam się tym faktem ogromnie wyróżniona. Przez godzinę poznałam wielu artystów. Otrzymałam kilka wizytówek, które pozwoliły mi zapoznać się bliżej z ich twórczością.

Czułam się tam jak osoba, która nagle znalazła się w innym wymiarze. Panował taki fajny klimat. Co chwila słychać było gorące powitania osób, które dawno się nie widziały. Grupki ustawiały się pod obrazami, aby jest skomentować i zinterpretować. Słychać było wir delikatnych rozmów, zachwytów, westchnięć, komentarzy, miłych słów.

Moja kolorowa pani

Z ogromnym zainteresowaniem podziwiałam prace pani Krystyny. Czułam się wyjątkowo, że mogę ją fotografować na tle jej prac. Uruchomiłam wszystkie pokłady fotoreportera, aby jak najlepiej uwiecznić tę chwilę.

Jeżeli na siłę chcemy coś osiągnąć, bardzo często to się nam nie udaje. Dopiero jak zluzujemy, opadnie nam nerwowość i napięcie, okazuje się, że wszystko przychodzi lekko i niepostrzeżenie.

To była moja pierwsza, tak ekscytująca, prawdziwa randka artystyczna, zgodna z wytycznymi książki „Droga artysty”. Nie wychodzę samotnie na wystawy, ani wydarzenia kulturalne. Zawsze mi ktoś towarzyszy z najbliższych. Takie samodzielne wyjście, gdzie praktycznie nikogo nie znam było wielkim wydarzeniem, zwłaszcza biorąc pod uwagę mój obecny tryb życia. Sprawiło mi to ogromną frajdę.

Razem z autorką obrazów Krystyną Krępą na wystawie w warszawskim ZPAP „Medytacje”

A wszystko zawdzięczam mojej kolorowej pani, która w ten sposób pomogła mi uruchomić twórcze pokłady. Dodała mi pewności siebie i wiary w to, że każdy może być artystą, jeżeli tylko zechce. I jak ze wszystkim, kiedy przychodzi zamysł, trzeba go przełożyć na czynności, bo tworzenie jest pracą. Owszem przyjemną, ale czasochłonną, a niekiedy też kosztowną. Nie da się jednak przeliczyć na żadne pieniądze satysfakcji towarzyszącej każdemu artyście. On wtedy rozpościera skrzydła i fruwa po przestworzach wyobraźni. Dlatego dla wewnętrznego samopoczucia tak ważne jest uprawianie swojego hobby, do czego Was gorąco zachęcam. Kilka słów o mojej kolorowej pani.

Kilka słów o mojej kolorowej pani. Krystyna Krępa maluje obrazy abstrakcyjne, będące kolorystycznymi kompozycjami o charakterze geometryczno-strukturalnym. Jej obecną twórczość można określić trzema słowami: kolor, światło, energia. Jej prace można podziwiać na stronie www.arteart.pl.

*Artysta – osoba tworząca przedmioty materialne lub utwory niematerialne, mające cechy dzieła sztuki. Artysta – twórca tym różni się od rzemieślnika – odtwórcy, że swoje dzieła tworzy w oparciu o własną koncepcję, nadając im niepowtarzalny charakter.

Łatwiej lekko pisać, niż lekko przejść przez życie, ale razem jest znacznie łatwiej. Zapraszam więc do wspólnej podróży przez codzienność. Znajdziecie tu chwilę wytchnienia, dużą dawkę optymizmu i wiele inspiracji. Pokazuję jak wielką moc ma siła pozytywnego myślenia, a także jak dostrzegać efekty uboczne trudnych decyzji i niesprzyjających zdarzeń.

Leave a Reply