Siła słowa „przepraszam”
Nie trzeba nikogo przekonywać, jaką magiczną siłę ma słowo „przepraszam”. Jednak do prawidłowego zareagowania i zawrócenia komuś uwagi trzeba mieć odwagę i charakter, czego warto się uczyć całe życie.
Był mroźny wieczór. Ludzie wtuleni w szaliki i przygarbieni od zimna w pośpiechu poruszali się po ulicach. Stanęłam na przystanku tramwajowym. Nawet nie patrzyłam na osoby stojące obok mnie. Marzyłam, aby usłyszeć charakterystyczny dźwięk nadjeżdżającego tramwaju, ale bez skutku.
Jest. Wreszcie. Wśród oczekujących lekkie poruszenie. Przestępowanie z nogi na nogę. Próbowałam się ustawić na wprost wejścia. Już, już się zbliża. O tak. Stanął idealnie. Miałam przed sobą wąskie wejście obok maszynisty. Drzwi otworzyły się z hukiem. Miły powiew ciepła. Wyhamowałam w ostatniej chwili, bo wysiadały dwie starsze panie. Czułam za plecami osoby niecierpliwiące się z wejściem do środka. Wysiadające ostrożnie stąpały po oblodzonych schodach. Drugiej kobiecie został ostatni schodek. Musi jeszcze usunąć się z „linii wejścia”. I nagle poczułam na plecach czyjąś torebkę. Nieprzyjemne, mocne popchnięcie. Na zasadzie „Ruszaj!” O mało nie upadłam. Powstrzymałam się od komentarza, ale zanim weszłam do środka odwróciłam się i nie omieszkałam zmrozić wzrokiem osobę za mną. Na tyle było mnie stać.
Nie usiadłam. Stanęłam blisko drzwi na wprost „pchającej” kobiety. Raz jeszcze lodowatym spojrzeniem wyraziłam swoją dezaprobatę. Była młoda. Na głowę miała wciśnięty beret, spod którego błyszczały czarne oczy. Usiadła na krześle za maszynistą. Nawet nie chciałam patrzeć w jej stronę. W myślach powtarzałam sobie, że nie warto skupiać się na tym. Koniec. Jadę tylko dwa przystanki dalej. Myśli krążyły jednak dalej. Czy zachowałam się asertywnie? Powinnam zwrócić jej uwagę? Tramwaj zbliżał się do przystanku, na którym chciałam wysiąść. Zbliżyłam się do drzwi. Kątem oka zauważyłam, że kobieta z torebką wstała. Ponownie ustawiła się mną. „O nie” – pomyślałam. „Spróbuj mnie jeszcze raz tknąć”.
Trzymała się jednak w bezpiecznej odległości. Trzask otwieranych drzwi. Zeszłam ze schodów i ostro skręciłam w lewo. Ujrzałam zielone światło na przejściu dla pieszych. Kobieta poszła w innym kierunku, ale zdążyła jeszcze powiedzieć do mnie „Czy mogę Panią przeprosić?” Automatycznie odpowiedziałam – „Tak. Dziękuję”. Przeszyło mnie dziwne uczucie. Z jednej strony satysfakcji, bo nastąpiła pozytywna reakcja. W końcu nie każdego stać, aby naprawić swój błąd. Mogła oddalić się bez słowa i nie spotkałybyśmy się nigdy więcej. Już nie czułam mrozu. Zrobiło mi się cieplej. W myślach dręczyła mnie jednak jedna myśl – jaką ja wtedy miałam okropną minę…
Elżbieta Sandecka-Pultowicz