Spacery z czerwoną torebką – Lengrenówka
Z moją czerwoną torebką miałam okazję uczestniczyć na wernisażu wystawy „Zbigniew Lengren. Humorysta”, znanego z tworzenia komiksu ze słynnym profesorem Filutkiem. W dawnym mieszkaniu znanego rysownika przy ul. Brzozowej na Starym Mieście w Warszawie utworzono filię Muzeum Karykatury. Mówią, że nie ma przypadków i chyba muszę się z tym zgodzić. Zaraz wszystko wyjaśnię.
Pamiętacie eleganckiego profesora Filutka z małym sympatycznym pieskiem Filusiem na ostatniej stronie „Przekroju”? Chyba wszyscy zaczynali właśnie od tej strony przeglądać i czytać tę kultową wówczas gazetę.
Komiks ze staruszkiem w charakterystycznym meloniku i parasolką bawił całe pokolenia czytelników. Autorem rysunków był karykaturzysta Zbigniew Lengren, którego dawne mieszkanie zwane Lengrenówką zostało oddane we władanie rysowników, mieszkańców stolicy i turystów.
Życiowe nie-przypadki
Na wernisażu pojawiłam się dzięki mojej koleżance artystce Krystynie Krępie. Nasza nieoczekiwana znajomość – czytaj więcej zaczęła się dość prozaicznie od przypadkowego spotkania na zabiegach rehabilitacyjnych. A może to jednak nie był przypadek, bo z przyjemnością rozmawiałyśmy o artystach, sztuce i pasjach.
Kolejnym krokiem były wspólne wyjścia na wernisaże w siedzibie Związku Polskich Artystów Plastyków w Warszawie. Czułam się zatem naprawdę wyróżniona kiedy zaproponowała mi udział w inauguracji wystawy poświęconej Zbigniewowi Lengrenowi.
To była podwójna przyjemność, choćby z tego względu, że najsłynniejszą jego postacią rysunkową był sympatyczny profesor Filutek, a jako młody czytelnik najchętniej sięgałam do tej rubryki. Kilka lat później mogłam w ramach warsztatów dziennikarskich wybrać praktyki w dowolnej redakcji. Już wiecie jakiego dokonałam wyboru?
Krakowska przygoda
Warsztaty, w których brałam udział jako początkująca dziennikarka, odbywały się w najpiękniejszym mieście – Krakowie. Wyjazd na dwudniowe zajęcia był dla mnie prawdziwym świętem. Dodam, że mieszkałam wówczas w małym Chojnowie, a prywatnie niewiele podróżowałam. Służbowy wyjazd do starego Krakowa był dla mnie jak najlepszy prezent.
Byłam oczarowana miastem, atmosferą, historią, która przebijała się niemal z każdej kamienicy i bruku. Wybór praktyki dziennikarskiej w „Przekroju” był podyktowany wieloma względami, ale przyznam, że jednym z nich był profesor Filutek.
Numer z chochlikiem
Praktykę dziennikarską w „Przekroju” odbyłam w dniach 5-9 sierpnia 1996 r. czyli 26 lat temu. Pamiętam, że numer, nad którym pracowano był pod pewnym względem wyjątkowy. Tematem z okładki były rozmowy z premierami III RP od Mazowieckiego do Cimoszewicza na temat: „Czego bym nie zrobił?”
Wielką innowacją w tamtym czasie była możliwość tworzenia za pomocą systemu komputerowego graficznego kolażu zdjęć. Tak wówczas określano to, co dziś nazywamy photoshopem. Metody obróbki zdjęć były wtedy dość prymitywne w porównaniu do dzisiejszych możliwości.
Dopasowanie główek premierów do sylwetek namalowanych na obrazie, wymagało naprawdę wybitnych umiejętności. Graficy czasopisma spisali się świetnie w odróżnieniu od redaktorów. Pamiętam, jak cały zespół redakcyjny wpatrywał się z zachwytem w jeden monitor, podziwiając kunszt grafików.
Sprawdzając tekst na monitorze nie ma możliwości wyłapania wszystkich błędów. O wiele większe szanse na uniknięcie pomyłek jest sytuacja, jeśli może go sprawdzić przynajmniej jedna, inna osoba.
Były achy i ochy do momentu, kiedy ktoś następnego dnia, już po wysłaniu materiałów do druku, zauważył fatalną pomyłkę. Otóż nikt nie zwrócił uwagi na literówkę, która wkradła się na sam szczyt okładki i wyszło cytuję: „NAJBOGATSZTY Polak – Aleksander Gudzowaty”. A patrzyło na tę stronę tyle par doświadczonych oczu redaktorskich.
Dobre nawyki
Praktyka w krakowskiej redakcji nauczyła mnie, że proces wydawniczy musi być dopięty na ostatni guzik i to na każdym etapie. Wyniosłam z tej przygody dobry nawyk.
Zawsze drukuję tekst przed publikacją, aby dokonać uważnej korekty. Sprawdzając tekst na monitorze nie ma możliwości wyłapania wszystkich błędów. O wiele większe szanse na uniknięcie pomyłek jest także sytuacja, jeśli może go sprawdzić przynajmniej jedna, inna osoba. Autor, niestety, nie jest w stanie zauważyć wszystkich swoich błędów. I to też jest jedna z zasad dziennikarskich.
Ciekawa kamienica
Wernisaż w Lengrenówce przyniósł mi właśnie takie krakowskie wspomnienia. Dał mi także możliwość wejścia do budynku, który rozpalał moją ciekawość od lat. Mieszkanie Zbigniewa Lengrena mieści się na skarpie warszawskiej, tuż za Rynkiem Starego Miasta, obok Gnojnej Góry (gdzie też wybiorę się z moją czerwoną torebką 🙂
Budynek jest kilkupiętrowy i można do niego wejść z poziomu parteru pod skarpą, lub tuż nad nią, z najwyższej kondygnacji od ul. Brzozowej. Ta niezwykła lokalizacja sprawia, że do mieszkania wchodzi się jak do małego domku. Dawne lokum rodziny Lengrenów jest dwupoziomowe, a na poddaszu mieściła się pracownia słynnego karykaturzysty.
Otwierająca wystawę córka rysownika opowiadała, że jej mama wzywała męża na posiłek stukając miotłą w sufit. Sama pracownia artysty jest niewielka. Okna dają dość mało światła, za to dużo przepięknych widoków na prawobrzeżną część Warszawy.
Filuterny ojciec Filutka
Autor rysunkowej postaci profesora Filutka był wielce „niepoprawnym humor(z)ystą”, jak określiła go wnuczka Maria Lengren w bardzo ciekawie napisanym przez nią życiorysie dziadka.
Podobno świetnie podrabiał dokumenty ludziom zaplątanym wśród wojennej zawieruchy. Postrzegał siebie jako humorystę (humorzystą zaś nazywała go rodzina, z racji huśtawek nastrojów). Był skory do romansów i balang towarzyskich. Uwielbiał robić kawały i wykręcać różne numery.
Wnuczka napisała z humorem: „Mój tata, Tomek, rasowy enfant terrible, zwandalizował kiedyś szkolne mury. Kiedy Zbyszka wezwano na miejsce zbrodni, przypatrzył się, zrobił synowi burę za błędne odwzorowanie anatomii dyrektora i zaczął poprawiać naścienne dzieło pożyczonym od zszokowanego nauczyciela piórkiem”.
Co ciekawe Zbigniew Lengren samego Filutka nie znosił i wściekał się, kiedy kojarzono go z tą postacią. Potrafił zgromić kogoś ostro, kto śmiał nazywać go „panem Filutkiem”. Używał do rysowania tylko piórka. Zawsze zaczynał od narysowania trzech ramek, aby potem zapełnić je cienką kreską, tworząc przygody z życia profesora w meloniku.
Humor przedstawiany w rysunkach Lengrena jest inteligentny, lekki, delikatnie uszczypliwy, a przy tym świeży. W muzeum można zobaczyć 130 jego rysunków i plakatów.
Karykatour – spacer z niespodzianką
Do Lengrenówki prowadzi wiele dróg, dlatego też opracowano specjalna mapę z kilkoma szlakami prowadzącymi od głównej siedziby Muzeum Karykatury usytuowanej przy ul. Koziej 11. Można wybrać trasę turystyczną, przyspieszoną, przyrodniczą lub zupełnie naokoło. Zależnie od naszego humoru, pogody czy długości trasy. Spacer z mapą można odbyć w dowolnej konfiguracji towarzyskiej – samotny, rodzinny, a nawet romantyczny. Wstęp wolny, nie trzeba się zapisywać.
Najbliższy spacer już w tę niedzielę, 21 sierpnia o godz. 17.00 kłirowymi śladami z Marcinem Matuszewskim – edukatorem i przewodnikiem muzealnym, animatorem działań kulturalnych i twórczych. Wystarczy pojawić się punktualnie przed głównym wejściem do Muzeum Karykatury, najlepiej w dobrym humorze. 🙂
Projekt „Spacery z czerwoną torebką”:
1. Spotkanie z Caravaggio w Zamku Królewskim
2. Spacery z czerwoną torebką – Powiśle
3. Spacery z czerwoną torebką – Las Bródnowski
4. Spacery z czerwoną torebką – Sady Żoliborskie
5. Spacery z czerwoną torebką – Łazienki Królewskie
6. Spacery z czerwoną torebką – w otoczeniu Belwederu
7. Spacery z czerwoną torebką – Ogrody Zamku Królewskiego
8. Spacery z czerwoną torebką – Kobietom Powstania Warszawskiego
9. Spacery z czerwoną torebką – Pijalnia Ziół