Spacery z czerwoną torebką – Sady Żoliborskie
Żoliborz to wyjątkowe miejsce na mapie Warszawy. Najmniejsza i najbezpieczniejsza dzielnica jest pełna zieleni oraz twórczych środowisk. Ten artystyczny ferment sprawia, że to właśnie tutaj pojawiają się nowe nurty i trendy, a mieszkańcy są bardzo wrażliwi na każdą próbę ataku na wolność. Środowiska intelektualne dodają tej dzielnicy prestiżu, dlatego też jest ona pożądanym miejscem do zamieszkania. Nawet zwykły spacer tutaj przestaje być zwyczajny.
Najwięcej satysfakcji przynoszą nieoczekiwane radości, które przychodzą w zaciszu szarego, zwykłego dnia. Miałam ostatnio okazję doświadczyć takiego wspaniałego uczucia podczas spaceru z córką po Sadach Żoliborskich. Może się to wydawać takie zwyczajne, ale dla mnie ten zwykły-niezwykły dzień zostanie na długo w pamięci i postanowiłam podzielić się swoimi wrażeniami.
Jak niewiele trzeba do szczęścia
Najpiękniejsze chwile mama przeżywa zazwyczaj wtedy, kiedy dzieci tego nie widzą. Jak słodko zasypiają po wspaniałej zabawie, kiedy cieszą się z najmniejszej zabawki lub przynoszą dobre oceny ze szkoły. Przychodzi jednak taki moment, kiedy największą radość przynosi sama rozmowa, albo kiedy Twoje dorosłe dziecko zabiera Cię pod rękę na spacer.
Niedawno, zupełnie spontanicznie, moja 20-letnia córka zaproponowała mi wspólne spędzenie popołudnia. Nie jest to takie oczywiste, bo w tym wieku, żyjąc pełnią życia, bardziej naturalne jest wychodzenie z przyjaciółmi niż z mamą. Mojej córce udało się jednak odnaleźć równowagę w tej kwestii.
Powrót do liceum
Żoliborz tkwi głęboko w sercu mojej córki, bo tutaj kończyła gimnazjum i liceum. Chodząc ze mną po boisku i szkolnym ogrodzie z każdym krokiem przypominała sobie jakieś fajne szkolne wydarzenia, które potem niestety brutalnie przerwała pandemia. Jej rocznik dwa ostatnie lata liceum przerobił zdalnie i ten najpiękniejszy okres w życiu młodego człowieka minął im bezpowrotnie. Nie było wspólnych przygotowań do matury, wagarów, szalonych osiemnastek, ani studniówki. Dlatego też ten spacer, pierwszy po skończeniu liceum, przyniósł jej wiele wzruszeń.
Szkolne tajemnice
Szkolny ogród przy liceum im. Stefanii Sempołowskiej jest bardzo oryginalny. Znajdują się tam różne odmiany drzew, które są opisane specjalnymi tabliczkami. Niektóre z nich moja córka uwielbiała obserwować o różnych porach roku ze szkolnej sali. Poznałam też wszystkie tajne zakątki, gdzie uczniowie palili papierosy, miejsca ucieczek poza teren szkoły oraz najpopularniejsze i najczęściej okupowane ławki. Podczas tej przechadzki zostałam wpuszczona do jej dawnego świata, co przyniosło mi również wiele emocji.
Kiedy kwitną jabłonie
Nasz spacer doprowadził nas również do skrytej wśród wysokich wieżowców oazy zieleni. To miejsce, gdzie uchowały się stare drzewa owocowe, których jest około 400. Prostota zwykłego wiejskiego sadu w centrum wielkiego miasta sprawia, że to dlatego Sady Żoliborskie posiadają niezwykłą atmosferę. Doceniają to okoliczni mieszkańcy, którzy utworzyli specjalną wspólnotę, walczącą o zachowanie tego skrawka zieleni w formie nienaruszonej. Kiedy usiadłyśmy na ławce w środku wielkiego sadu, ta swobodna i przyjazna atmosfera bardzo szybko nam się udzieliła. Widać to na zdjęciu z pieskami, które puszczone swobodnie przez właścicielki, postanowiły wziąć udział w sesji zdjęciowej. 🙂
Ładne obrazki
W oddali z placu zabaw dobiegały radosne głosy dzieci. Niedaleko nas na trawie siedziała kobieta z dzieckiem. Mijało nas wielu właścicieli psów. Z przyjemnością obserwowałyśmy rasy, urodę i temperamenty różnych czworonogów, a także ich właścicieli. Ujął nas pan ze złamana ręką, który wyszedł na spacer ze swoim pupilem. Jego śnieżnobiały opatrunek wskazywał, że wypadek mógł zdarzyć się tego samego dnia. Pomimo widocznego bólu na twarzy był bardzo cierpliwy dla swojego przyjaciela. Kiedy piesek zbyt długo zatrzymywał się w jednym miejscu, właściciel trzykrotnie pociągał lekko smycz, po czym ruszali w dalszą drogę.
Tuż obok nas bawiły się przy ławce dwie małe dziewczynki. Skakały, ale generalnie zachowywały się nad wyraz dyskretnie. Usłyszałam, że mówią po ukraińsku. Dobrze, że mogły w ten sposób oderwać się od trwającej w ich kraju wojny i przynajmniej tutaj poczuć się bezpiecznie. Rozbawiło mnie jak jedna z nich prostowała ramiona swojej koleżanki, sugerując jej, że za bardzo się garbi. Jakże było mi to bliskie..
Nieopodal naszą uwagę przykuł młody mężczyzna. Myślałam, że wyciąga z plecaka koc, aby rozłożyć go na zielonej trawie, ale on podszedł do drzew i umocował na nich hamak, a potem chwycił butelkę z piciem oraz telefon komórkowy i zaszył się w swoim kokonie.
Najlepszy prezent dla mamy
Czas płynął leniwie, a nam nigdzie się nie spieszyło. Słuchając wiosennego śpiewania ptaków, odganiając natrętne owady, chłonąc zapach zieleni, kwiatów i ziemi, byłyśmy szczęśliwe, zatopione wśród jabłonek, grusz, śliw i czereśni. Starałam się jak najwięcej zaczerpnąć z tej wyjątkowej chwili. Zdałam sobie sprawę, że nieuchronnie zbliża się czas, kiedy nasze drogi będą się musiały rozejść. Taka kolej rzeczy, kiedy dziecko się usamodzielnia.
W sadach udało się nam zatrzymać na moment w pędzie życia. Cudownie jest gadać o niczym, patrzeć w niebo i czuć obecność kochanej osoby. Było też słodki akcent w postaci sernika z chabrami i herbatą jaśminową w klubokawiarni Pawilon Kulturalny. Ten spacer z czerwoną torebką był inny niż wszystkie i na pewno zatrzymam go długo w swojej pamięci, aby móc ogrzewać się nim w przyszłości.
Zdjęcie na czołówce – fot. Karolina Pultowicz