Spinalonga – wyspa życia i śmierci
Walizki rzędem ustawione w przedpokoju, bagaż podręczny spakowany, wszystko zapięte na ostatni guzik. Jeszcze tylko odprawa na lotnisku, stresujący lot samolotem i początek pięknych wakacji. Tuż przed odlotem niespodziewanie otrzymałam od zaprzyjaźnionej Emilii Jelińskiej książkę. Nie wiedziałam, co z nią zrobić, w jaką wolną przestrzeń ją wcisnąć. W pierwszej chwili pomyślałam, że to zbędny bagaż, ale to właśnie ona zmieniła całą moją podróż.
Wyjazd na Kretę, a także kilkudniowy wypad na Santorini był spełnieniem marzeń. Wcześniej zakupiony przewodnik „Pascala” był przez nas wielokrotnie wertowany. Na wielu kartkach jaskrawym zakreślaczem zaznaczyliśmy miejsca warte obejrzenia. Wśród nich, ale nie na pierwszym miejscu znalazła się wyspa trędowatych Spinalonga. Podarowana książka sprawiła, że podróż na tę wyjątkową wysepkę dostarczyła nam mocnych wrażeń. I choć wyludniona Spinalonga ma do zaoferowania wyłącznie wenecki fort, kilkanaście opuszczonych domów, duży cmentarz i malutką kaplicę, jej historia porusza sumienie i działa na wyobraźnię. Liczne łodzie wypełnione po brzegi turystami świadczą jednak o tym, że miejsce to należy do wyjątkowych i niezwykle interesujących.
Grecka tragedia
Czy może być coś ciekawego w odwiedzaniu miejsc kaźni, w których cierpiało wielu ludzi? Czy kamienie potrafią mówić? Okazuje się, że historie przekazywane z ust do ust ożywiają takie miejsca, sprawiają także, że pamięć ludzka może być wieczna. Spinalonga to w zasadzie wyspa-pomnik dla ludzi dotkniętych trądem, którzy na tym niewielkim skrawku lądu musieli żyć i umierać.
Początkowo nie chciałam płynąć na tę smutną wyspę, ale z każdym przeczytanym akapitem powieści Victorii Hislop „Wyspa” nabierałam ochoty, a wręcz pragnęłam postawić na niej stopę. Akcja książki rozgrywa się nie tylko na Spinalondze, ale także malutkiej osadzie Plaka, Eloundzie i Agios Nikolaos. Bohaterkami są kobiety z trzech różnych pokoleń, których łączą więzy krwi i wspólna zawiła historia rodzinna. Odkrywana po latach, pozwala zrozumieć pewne zdarzenia, a przede wszystkim w pełni odkryć siebie. Jest to przepiękna, osadzona w greckich realiach opowieść, w której przeplatają się nieszczęścia, a także radości duże i małe.
Dzięki tej lekturze każdy kamień Spinalongi ożywał, uliczki zapełniały się trędowatymi i słychać było codzienny gwar. Moi najbliżsi z niecierpliwością oczekiwali na relacje z każdą przeczytaną przeze mnie kartką książki V. Hislop.
Małe szczęścia w nieszczęściu
Ruszyliśmy książkowym szlakiem. Na Spinalongę odpływają łódki z Eloundy, znanego ekskluzywnego kurortu na Krecie. Warto jednak popłynąć z pobliskiej malutkiej osady rybackiej Plaka. Po pierwsze taniej, dyskretniej, bliżej, a co najważniejsze podróż odbywa się w taki sam sposób, w jaki
kiedyś przewożono na wyspę trędowatych. Spinalonga robi wrażenie. Otoczona jest murami obronnymi i wenecką twierdzą. Powiewające na wietrze czarne flagi przyprawiają o dreszcze. To wszystko może sprawiać ponure wrażenie, jak historia wielu ludzi dotkniętych tą straszną chorobą, którzy trafili tu przymusowo – bogatych i biednych, wykształconych i prostych, młodych i starych, pięknych i brzydkich. Kolonia trędowatych funkcjonowała tu do 1957 r. i, co może wydawać się zaskakujące, jej mieszkańcy opierali się przed powrotem do „normalnego” życia. Oderwani od swoich rodzin i wzbudzający powszechną odrazę, czuli się bezpiecznie w swojej małej społeczności. Trzeba bowiem wiedzieć, że mieszkańcy wyspy do ostatnich swoich dni próbowali zachować resztki swojego człowieczeństwa i stworzyli sobie przyjazne otoczenie. Powstały tu sklepy, magazyny, kaplica, odbywały się wybory, wydawano nawet lokalną prasę! Ci ludzie tak samo jak zdrowi cierpieli, radowali się, kochali i umierali.
A życie toczy się dalej…
W książce „Wyspa” granicą dwóch światów – ludzi zdrowych i chorych – był przejmujący tunel prowadzący do centrum Spinalongi, gdzie stawiając już pierwszy krok słychać było jęk schorowanych ludzi objętych trądem.
Nam ciemny korytarz nie wydawał się tak długi, jak jest to opisane, ale okrzyki cierpienia słychać do dziś. Wydobywają się z zamontowanych w tunelu głośników. W dawnych domach zorganizowano wystawy mówiące o historii wyspy. Przyglądając się pozostałościom po dawnych mieszkańcach wyobrażaliśmy sobie jak tęsknie przyglądali się kiedyś ludziom osiadłym w pobliskiej Place. Zdawaliśmy sobie sprawę, że bajeczne widoki, które rozciągają się wokół, nie robiły na chorych żadnego wrażenia. Spacer po wyspie kończy się dość nieoczekiwanie. Po obejrzeniu opuszczonych domostw i wymarłych uliczek dochodzi się do niezwykle pięknego miejsca.
Wśród kwiatów znajdują się duże lustra odbijające postacie wzruszonych, a jednocześnie zaskoczonych turystów. Uznaliśmy, że ta aranżacja przestrzeni ma ułatwić powrót do rzeczywistości. Sprawić, by ludzie odwiedzający to miejsce mocno poczuli się „tu i teraz”, a widząc swoje odbicie w kaskadach kolorowych kwiatów cieszyli się z życia i zdrowia. Z takimi uczuciami wracaliśmy z powrotem na kreteński ląd, zamyśleni, ale jeszcze bardziej szczęśliwi…
Elżbieta Sandecka-Pultowicz
PS. W Grecji emitowany był serial na kanwie książki V. Hislop „Wyspa”. Przyciągnął rzesze widzów i cieszył się ogromną popularnością. Z niecierpliwością czekamy na emisję w Polsce.
Obejrzyj galerię zdjęć śladami powieści „Wyspa”:
– Spinalonga
– Plaka