Spowiedź blogerki
Czy jest sens w tym co robię? To pytanie zaprząta ostatnio moja uwagę. To też przyczyna mojej dość długiej nieobecności w sieci. Nie znalazłam jeszcze odpowiedzi na wszystkie stawiane sobie pytania, ale to dlatego, że liczę na Wasze opinie.
Poddaję się wszelkiej krytyce. Ona zawsze w efekcie jest konstruktywna. Dlatego czekam na szczerość, może jakieś wskazówki, na każdą reakcję. Znalazłam się w głębokim kryzysie, który prawdopodobnie spotyka każdego blogera. Ale po kolei.
Założenie strony internetowej i dokonywanie wpisów, zwłaszcza regularnych to może nie ciężka, ale na pewno czasochłonna praca. Z czasem człowiek zaczyna myśleć „blogowo”. Patrzy pod tym kątem na świat i ludzi. Robi zdjęcia z myślą o przyszłych wpisach. Nosi w głowie mnóstwo pomysłów, z których część zrealizuje, a inne będzie odkładać w nieskończoność.
Nie zarabiam na blogu. Niczego nie sprzedaję, nie reklamuję. Co roku ponoszę koszty hostingu i domeny. Aby zarabiać na blogu musiałabym wszystko zmienić i zaczynać od nowa. Odszukać czegoś z czym mogę się podzielić i co miałoby formę usługi. Spotkałam się z opinią, że takie wyłącznie ekonomiczne podejście się nie sprawdza, że musi być oparte na pasji. A co wtedy jak lubi się pisać i dzielić się myślami? To też jest opisane przez fachowców, jako zjawisko pamiętnikarstwa. No to czy nie lepiej schować go do szuflady?
Choć nie uważam siebie za wielką dziennikarkę, piszę w redakcjach od 26 lat. Prawdziwe dziennikarstwo jakiego mnie uczono jest w zaniku. Nie liczy się rzetelność, najwierniejsze oddanie faktów, szanowanie rozmówcy, unikanie własnych komentarzy. Dziś wszystko zostało wywrócone do góry nogami. Ponadto każdy kto posiada telefon komórkowy i potrafi napisać kilka słów jest już dziennikarzem. Rzuci na Twittera, Instagram, Facebook i już! Krótko i na temat. Kreatywność dziennikarska kończy się na śledzeniu i tłumaczeniu zagranicznych portali, a nawet politykowaniu. Pogubiłam się w tym wszystkim i czuję, że odstaję od tego świata. A to przecież czytelnik ma rację i to on wybiera interesujący temat i formę literacką. Czuję się jak tkacz, który używa ręcznych maszyn, kiedy wokół tętni przemysł. Wiem, że nie mam szans…
Blog jest dla mnie (a na pewno przez te kilka lat był) odskocznią, terapią, miejscem, gdzie mogłam puścić strumień mojej weny. Przyjęłam założenie, że to forma rozbudowanego CV, pokazującego giętkość językową, światopoglądową, itd. Pisząc na zróżnicowane tematy chciałam pokazać wszechstronność, umiejętności i ciekawość różnymi obszarami życia. Liczyłam na ewentualną współpracę redakcyjną. Nic z tego.
Nie osiągnęłam założonego celu. Być może popełniłam po drodze jakiś błąd. Naprawdę nie wiem… Jestem na takim rozdrożu. Straciłam sens w to, co robię. Nie ukrywam jednak, że ogromną przyjemność sprawiają mi Wasze polubienia, komentarze, osobiste rozmowy na poruszane przez mnie tematy. I właśnie dlatego swoją decyzję chcę podjąć w porozumieniu z Wami.
Mam opłaconą stronę na najbliższy rok. Postaram się nie zmarnować tego czasu i zrealizować to, co zaplanowałam. Na pewno będą to wrażenia z tegorocznych wakacji, podczas których spełniłam marzenie swojego 78-letniego taty. Mam dużo przemyśleń związanych z podróżowaniem ze starszą osobą na wózku inwalidzkim. Chętnie podzielę się swoimi doświadczeniami. Drugą część urlopu poświęciłam na zwiedzanie mojego rodzinnego Dolnego Śląska. To była pasjonująca podróż po Złotoryi, Gryfowie Śląskim, Lwówku Śląskim, Lubawce, Cieplicach, Chełmsku Śląskim, Lubomierzu. Dla mnie podróżowanie nieodłącznie wiąże się z poznawaniem ludzi, rozmowami, wczuciem się w rytm miejsca. I właśnie dla tych wspaniałych ludzi, których spotkałam na swojej drodze chcę dokończyć moje blogowe dzieło.
Dziękuję, że zaglądacie tu do mnie. To wartość, której nie da się kupić za żadne pieniądze…