Świadectwo z paskiem czy szczęśliwe dziecko?
Właśnie twa ostatnia prosta do wymarzonego świadectwa wypełnionego piątkami i szóstkami, przeciętego paskiem biało-czerwonym. W pogoni za tą kartką papieru często nie bierzemy pod uwagę stanu psychicznego naszych dzieci, ich kondycji i umiejętności. Szczególnie w tym roku warto odpuścić, aby zyskać coś, czego nie da się zdobyć za żadne skarby tj. miłość i wdzięczność. A potrzeba do tego wydawałoby się prostych rzeczy, jak umiejętności słuchania, zrozumienia i czułości.
Zdaję sobie sprawę, jak ważne jest dla każdego rodzica dobre świadectwo swojego dziecka. Dopingowanie do zdobycia wymarzonego „paska” przybiera jednak różne formy od szantażu emocjonalnego i nacisków, po nagrody, pochwały i drogie prezenty. To tak, jakby ta kartka papieru miała jednoznacznie ocenić nasze dziecko oraz stanowiła wyrocznię, co do jego przyszłości i sukcesów. Nie ma jednak żadnego dokumentu, który potwierdzałby kim i jacy jesteśmy, jakie mamy talenty, pasje, różne umiejętności i unikalne cechy. Nikt nie jest w stanie wydać nam certyfikatu, który byłby w stanie oddać nasz charakter, przekonania, wierzenia czy strukturę ducha. Pytanie – dlaczego jako rodzice, tak często o tym zapominamy, oceniając dzieci na podstawie tego jedynego kryterium.
Przypomnijmy sobie nasze szkolne czasy, zachowania naszych rodziców i słowa, które rzucali na widok naszego świadectwa. Pomyślmy, co sami chcielibyśmy usłyszeć oraz co byłoby motywujące – pisałam o tym w tekście „Świadectwo z paskiem – kto stoi za sukcesem?” czytaj więcej https://esandeckapultowicz.pl/swiadectwo-z-paskiem-kto-stoi-za-sukcesem/
Czy szkoła zdała egzamin?
Taka surowa, bezwzględna ocena może mieć opłakane skutki, zwłaszcza w tak trudnym czasie, jakim jest przeciągająca się pandemia. Coraz głośniej mówi się o ogromnym spustoszeniu i wypaleniu młodych ludzi, spowodowanych wielomiesięczną, zdalną nauką i brakiem bezpośrednich kontaktów z rówieśnikami. Ubolewają nad tym psychologowie, psychoterapeuci i psychiatrzy, którzy już teraz ledwo co radzą sobie z natłokiem młodych pacjentów. To dopiero początek wielkich problemów, które mogą rozwinąć się w czasie i eksplodować w przyszłym roku szkolnym. Te najbliższe dni mogą być bardzo ważne z punktu samopoczucia naszych dzieci, a zwłaszcza ich kondycji duchowej. Złamać młodego człowieka można dość łatwo, ale odbudować zaufanie, poczucie bezpieczeństwa i własnej wartości może zająć całe lata.
Trzeba ocenić czy naprawdę zależy nam, aby młody człowiek mógł na nas liczyć, zwłaszcza w obliczu wielu wymogów ze strony szkoły, która – delikatnie mówiąc – nie do końca zdała egzamin w czasie pandemii. I nie zależało to wyłącznie od nauczycieli, a całego systemu organizacji nauki, a raczej dezorganizacji, braku konsekwentnego i przemyślanego planu. Czy można w takiej sytuacji obarczać konsekwencjami uczniów?
Gdy cierpi dusza, choruje ciało
Ofiarami tej edukacyjnej klęski są przede wszystkim dzieci. Młodzi ludzie są przecież na początku drogi budowania swojej struktury osobowości, światopoglądu, wartości, a także zdobywania umiejętności pokonywania stresu oraz reakcji na realne zagrożenie życia, które towarzyszy nam od początku walki z koronawirusem. Może tego nie widać gołym okiem, ale dzieci bardzo to przeżywają. Taki długotrwały stan napięcia zawsze niesie ze sobą negatywne skutki w sferze psychicznej, a z czasem także zdrowotnej. Pojawiają się wtedy nagłe i trudne do zdiagnozowania bóle, alergie, kłucia w klatce piersiowej, co w żaden sposób nie znajdzie potwierdzenia w wynikach badań. Człowiek wydaje się w pełni zdrowy, a jednak odczuwa różne dolegliwości zdrowotne. Jak wiadomo zdrowie, to również stan ducha, dlatego tak wiele mówi się o rozpowszechnieniu chorób psychosomatycznych, czyli tych, które są wywołane czynnikami psychicznymi.
Za naszych czasów…
Silne emocje, lęki i obawy towarzyszą wszystkim, również dzieciom. Dorośli nie zawsze chcą to zrozumieć kwitując nazbyt często: „a jakie Ty możesz mieć dziecko problemy?” Zapominamy, że młody człowiek ma prawo do tych samych uczuć i reakcji, które nam towarzyszą czyli złości, frustracji, gniewu, smutku. My jednak oczekujemy i wręcz żądamy, aby nasze dzieci były zawsze uśmiechnięte, spokojne i beztroskie. Co wtedy najczęściej myślimy o dzieciach?
„Żebym to ja tak miała w dzieciństwie!
„Ma wszystko, nie martwi się o jedzenie, picie, a jest taki nieszczęśliwy”
„Wiedzę ma na wyciągnięcie ręki, a nie chce się uczyć”
„Woli grać, niż się uczyć, tylko zabawa mu w głowie”
„Praktycznie nie ma żadnych obowiązków, a jest taki zmęczony”
„Trzeba mu wstrząsu, niech się obudzi, bo zginie w życiu”
„I nie spotyka się z rówieśnikami, to chore…”
Ja też miałam do niedawna takie przekonania i myśli. Sytuacja zmusiła mnie jednak do zweryfikowania niemal każdej kwestii. Po pierwsze, musiałam zrozumieć, że nie można porównywać „naszych czasów” z tym, w jakiej obecnie rzeczywistości żyją dzieci. Kiedyś były inne problemy, troski i wyzwania i nie powinno się w prosty, bezrefleksyjny sposób tego porównywać. Trudno nam zrozumieć, że świat rzeczywisty funkcjonuje dziś równolegle ze światem wirtualnym, w którym obowiązują totalnie inne zasady. Tam wszystko dzieje się z zawrotną prędkością, szybko roznoszą się dobre wiadomości, a jeszcze szybciej negatywne. Dużo łatwiej kogoś skrzywdzić, oczernić, wyśmiać, a jeszcze trudniej to wszystko skonfrontować i odkręcić.
Teoretycznie zamknięci w swoich pokojach użytkownicy sieci są stale wystawieni na widok publiczny. Są ciągle obserwowani, bo w łatwy sposób można ich śledzić. Najczęściej dzieje się to poprzez dobrowolną aktywność dzieci i młodzieży na różnych portalach społecznościowych. Można nawet mówić o internetowej osobowości naszego dziecka, która może znacznie odbiegać od tej rzeczywistej.
Prawdziwe świadectwo
Dlatego też, tak bardzo potrzebny jest głęboki kontakt między rodzicem i dzieckiem nawiązany poprzez szczerą rozmowę, w której cierpliwie i bez oceniania wysłuchamy odpowiedzi na pytania: „co czujesz”, „jak się masz”, „co Cię trapi”, „jak mogę Ci pomóc”? Potrzeba jeszcze czegoś, a najlepiej określa to słowo, na którym całą swoją uwagę skupiła nasza słynna pisarka Olga Tokarczuk podczas mowy noblowskiej, a mianowicie CZUŁOŚĆ. Okażmy ją naszym dzieciom nie tylko w końcówce tego przedziwnego roku szkolnego, ale na co dzień. Bądźmy czułymi słuchaczami i pomocnikami. Osobami, którym można w pełni zaufać, przy których można poczuć bezpieczeństwo, akceptację i miłość. I to będzie nasze prawdziwe świadectwo.
Okazywana wyrozumiałość na pewno przyniesie dobre efekty, a skuteczność i zachęta do nauki będzie większa, jeżeli będziemy potrafili wyjaśnić dlaczego warto się uczyć. Przecież nie dla samego świadectwa, ale przede wszystkim dla siebie samego. Szkoła i dobre stopnie nie gwarantują sukcesu życiowego, a sukcesem jest praca nad sobą i swoimi talentami.