Inspiracje,  Uczucia

Ten pierwszy raz…

… jest zazwyczaj niespodziewany. Rzadko kiedy przynosi nagłą fascynacje, ale jest swojego rodzaju ulgą, że wreszcie ten akt nastąpił. Jest formą przekroczenia jakiejś granicy i często mylną oznaką wejścia w świat dorosłych. Jak było u mnie?

Biblioteka Narodowa to pewien symbol powagi, dostojeństwa, historii, milionów książek i wymownej ciszy. Miałam okazję po raz pierwszy skorzystać z jej przepastnych zasobów. Już sama bryła gmachu usytuowanego na tle Pola Mokotowskiego wzbudza respekt. W środku ogromne korytarze, strażnicy, bramki i hol wypełniony szufladkami z oznaczeniem setek katalogów. I ta dostojna cisza wydzierająca z każdego kąta powoduje, że nawet trudno głęboko oddychać. W powietrzu unosi się przecież pył monumentalnych dzieł i lekki powiew przeszłości. Jest coś czarodziejskiego w bibliotekach. Zakochałam się w nich jako dziecko. Najbardziej niezapomniana to czytelnia w bibliotece przy ul. Ściegiennego w Chojnowie. Mała salka, drewniany parkiet, otwarte okno, z którego zawsze dobiegał śpiew ptaków, cichutki dźwięk radiowej Trójki, a wokół okładki arcyciekawych książek, wówczas niedostępnych dla przeciętnego zjadacza chleba.

Myślicie, że odbiegłam od tematu? W żadnym razie. Kiedy przebiłam się przez wszystkie barierki i czytniki Biblioteki Narodowej i miałam już w ręku świeżo wyrobiona kartę czytelnika, weszłam do wymarzonej czytelni. Podczas rozmowy z bibliotekarką dostrzegłam za nią małe pudełko, które totalnie mnie rozkojarzyło i wywołało nawet po latach pąs na policzkach.

– Bardzo panią przepraszam – mówiłam wpatrzona w czarne pudełko. – Czy mogę przyjrzeć się temu z bliska? – wskazałam ręką.
Bibliotekarka ze zdziwieniem podała mi kubek, który – jak dla mnie – znalazł nieoczekiwane przeznaczenie, jako pojemnik na długopisy i mazaki.
– Mój pierwszy papieros! – oznajmiłam, co panią z biblioteki wprawiło w osłupienie.
– Czy wie pani co było w tym kubeczku? 50 sztuk wyrafinowanych papierosów firmy John Player Special. Rzadki okaz nawet kiedyś, dziś zapewne nieosiągalne – mówiłam jak w transie.
– ?! – pani nie kryła zdziwienia.
– Ktoś z Pani współpracowników to prawdziwy papierosiany „smakosz” – powiedziałam z uznaniem.
– To niemożliwe – stwierdziła oschle. – To zapewne pozostałość po jakimś czytelniku – oświadczyła.

Przez chwilę powiało surowym i władczym klimatem narodowych zbiorów bibliotecznych… Ale to mnie nie zraziło. Pani zgodziła się, abym zrobiła pamiątkowe zdjęcie aktu mojej pierwszej tytoniowej używki. A to obudziło wspomnienia…

Do pierwszej próby namówił mnie brat. Palił właśnie papierosy tej marki. A że były drogie i dość trudno dostępne, nie palił ich za wiele. Pewnego razu stwierdził, że już czas na moją pierwszą inicjację. Chodziło o to, aby mieć za sobą tę dymną przygodę. Pamiętam, że było to w Legnicy przed I Liceum Ogólnokształcącym. Strasznie długo się opierałam. Przekonał mnie fakt, że jako dziewiętnastolatka będę miała już (a może dopiero) swoją pierwszą próbę z papierosem. Kazałam sobie kilka razy zademonstrować jak się zaciągać bez uduszenia. No i spróbowałam… Zrobiłam głęboki wdech, dym wypełnił moje wnętrze, a potem wypuściłam go powoli. Brat patrzył z uznaniem, a ja czułam odrażające pieczenie w gardle. Był to mój pierwszy papieros i w zasadzie jedyny. Po prostu mi się nie spodobało, choć bardzo urokliwie palił jeszcze wtedy mój tata. Pamiętam jaki ogarniał go wtedy spokój. Trzymał delikatnie papierosa, tak po damsku i bardzo precyzyjnie otrzepywał popiół do otulonej dłonią popielniczki. Jak byłam mała, bardzo lubiłam przypatrywać się jego ruchom. Jeszcze wtedy marzyłam, że będę tak jak on, wyciągać papierosa i z namaszczeniem, obowiązkowo ze zmróżonymi powiekami zaciągnąć się i czuć ten błogostan.

Mój tata po zawale musiał porzuć papierosy, a mnie na szczęście nigdy ten nałóg nie wciągnął. To czarne pudełko obudziło jednak we mnie wspomnienia i młodzieńcze porywy. Tak sobie myślę, że gdyby jednak ktoś, kiedyś, poczęstowałby mnie takim papierosem, pomimo że nie palę, uległabym…

P.S. Jak widać taki efekt uboczny wizyty w bibliotece, który może być podwójnie kształcący. 🙂

Łatwiej lekko pisać, niż lekko przejść przez życie, ale razem jest znacznie łatwiej. Zapraszam więc do wspólnej podróży przez codzienność. Znajdziecie tu chwilę wytchnienia, dużą dawkę optymizmu i wiele inspiracji. Pokazuję jak wielką moc ma siła pozytywnego myślenia, a także jak dostrzegać efekty uboczne trudnych decyzji i niesprzyjających zdarzeń.

Leave a Reply