Koncert Orkiestry Reprezentacyjnej Policji w Łazienkach Królewskich
W słoneczną niedzielę 15 lipca 2012 roku miałam przyjemność zapowiadać koncert Orkiestry Reprezentacyjnej Policji, który odbył się w przepięknej scenerii Amfiteatru w Łazienkach Królewskich. Spotkanie przyciągnęło tłumy publiczności. Każdy utwór był szczodrze nagradzany brawami, a słuchacze nie chcieli wypuścić Orkiestry ze sceny. W oprawę artystyczną pięknie wpisały się pawie, które dostojnie prezentowały się na tle muzyków i dały swój repertuar.
Wprawdzie nie był to mój pierwszy lektorat przed szeroką publicznością, ale miejsce i okoliczności były wyjątkowe. Miałam świadomość, że koncertu wysłuchają nie tylko przypadkowi spacerowicze, ale również wytrawni znawcy muzyki orkiestrowej. Powitanie i zapowiadanie poszczególnych utworów musiało być wykonane na najwyższym poziomie. Poza wymagającą publicznością na scenie zasiadło kilkudziesięciu policyjnych muzyków, dla których to wydarzenie było równie znaczące.
Orkiestra Reprezentacyjna Policji zainaugurowała koncert wiązanką melodii związanych z Warszawą w opracowaniu Jerzego Kamyka. Wśród utworów po raz pierwszy zagrano m.in. „Złoty marsz”, który został specjalnie skomponowany dla policyjnej Orkiestry przez jej członka – Pana Kamila Koseckiego.
Publiczność, która zgromadziła się w Łazienkach Królewskich miała okazję przekonać się o talencie i wyjątkowym kunszcie policyjnych muzyków, o czym świadczą liczne koncerty w kraju i za granicą oraz uznanie jurorów ogólnopolskich przeglądów orkiestr. Dla muzyków najwspanialszą nagrodą jest jednak aplauz słuchaczy, którego nie zabrakło podczas spotkania w Łazienkach Królewskich. Warto dodać, że Orkiestra Reprezentacyjna Policji obchodzi w tym roku 44 jubileusz, co dowodzi długiej tradycji, do której zaliczyć należy również występy przed warszawską publicznością.
Kulisy mojego występu były nieco zabawne. Już trzy godziny przed koncertem miałam obejrzeć honorową odprawę warty policjantów przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Moja kreacja powinna pasować do obu wydarzeń, musiała również uwzględniać moje możliwości poruszania się przez kilka godzin na wysokich obcasach.
Czerwone szpilki schowałam do torebki, a na stopy włożyłam wygodne baleriny. Oczywiście moja kremowa sukienka musiała być w stanie idealnym, lśniąca i bez zagnieceń. Dzielnie stałam więc we wszystkich środkach komunikacji miejskiej w drodze na Plac Piłsudskiego, relaks na ławeczce w Parku Saskim nie wchodził oczywiście w rachubę. W zmaganiach dzielnie towarzyszył mi mąż i córka. W tym napiętym dniu nie było mowy o domowym obiedzie, musieliśmy zjeść coś na mieście. Wybraliśmy nowoczesny lokal na ul. Foksal. Pomieszczenie było dość ciekawie zaaranżowane. W sali ustawiono jeden długi stół, do którego przysiadają się klienci. Na szczęście byliśmy o tej porze jedynymi gośćmi. Moja rodzina rozsiadła się wygodnie, a ja… stałam. Dodatkowy instrument w formie harmonijki na mojej sukience nie byłby mile widziany. Ku zdziwieniu kelnerki zjadłam na baczność, ale ze smakiem penne ze szpinakiem i kaparami.
Skrywane w torebce szpilki założyłam w Amfiteatrze i dzielnie prezentowałam się na scenie. Nasi znajomi odwieźli nas potem swoim samochodem do domu. Nie uwierzycie, z jaką dziką przyjemnością siadałam na tylne fotele. Moja sukienka gniotła się przecież w finezyjne zagniecenia. Nie marzyłam o niczym więcej. Moje „poświęcenie” opłaciło się jednak, bo koncert wypadł znakomicie. Mam nadzieję, że ja też.
Elżbieta Sandecka-Pultowicz