Inspiracje,  Miejsca

Jastarnia – jak przebrnąć przez Torfowe Kłyle

To miała być jedna z atrakcji pobytu w Jastarni. Urlopowaliśmy po raz pierwszy na Półwyspie Helskim i chcieliśmy poznać jak najwięcej atrakcji tego wyjątkowego obszaru. Już sama nazwa ścieżki przyrodniczej brzmiała intrygująco – Torfowe Kłyle. I w taki też „intrygujący” sposób pokonaliśmy zamiast 2, aż blisko 6 kilometrów! Wszystko dzięki oznakowaniu, którego… nie ma.

– Kto przyjeżdżając nad morze chodzi po takich ścieżkach!? – zżymał się mój mąż.
– No tacy, jak my – próbowałam przekonać go do mojego pomysłu, choćby w teorii. – A chciałbyś leżeć plackiem na plaży? – argumentowałam. – Kiedyś nam to odpowiadało, ale teraz stawiamy przecież na aktywność! – byłam dumna, że przynajmniej w tym wymiarze jesteśmy trendy.
– Masz dziwne pomysły. Ludzie poświęcają swój urlop na wypoczynek – mówił nieprzekonany.
– Ale aktywny! – nie ustępowałam. – Siedzę w pracy przy biurku i taka umiarkowana aktywność bardzo mi służy. Poza tym będę miała materiał na bloga – użyłam koronnych argumentów.

Zanim trafiliśmy w to piękne miejsce czekało nas wiele przygód


– Takie to życie z Tobą – westchnął mój mąż, wiedząc doskonale, że wycieczka wydłuży się sporo, bo przecież trzeba zrobić zdjęcia, uchwycić dobry kadr, przystanąć przy kwiatkach i wysłuchać moje wszystkie achy i ochy. Czego jednak nie robi się dla ukochanej osoby?

Ścieżka na manowce

Do spaceru zachęcały tabliczki ustawione przy głównej drodze na półwyspie, a także niezwykle atrakcyjny i specjalistyczny opis tej atrakcji na stronie internetowej Jastarni. Oto fragment:

Zapowiedź trasy była fascynująca

„Trasa przede wszystkim piesza. Na trasie wyznaczono i opisano 3 stanowiska: – WIEŻA WIDOKOWA (szuwary) – BRZEG ZATOKI PUCKIEJ – LAS DĘBOWY (dąbrówka). Długość ścieżki około 1,9 km. Nazwa ta w języku kaszubskim oznacza wyrobiska (doły) torfowe zalane wodą. Bagienny i pobagienny krajobraz tej części Mierzei Helskiej silnie kontrastuje ze zbiorowiskami nadmorskich i nadzatokowych wydm. Obszar Torfowe Kłyle jest ostoją bogatej awifauny, zwłaszcza w okresie wiosennych i jesiennych wędrówek ptaków”.

Jedyna tabliczka w dobrym stanie, która prowadzi na szlak

Brzmiało to tak pięknie i naukowo, że zachęceni opisem w słoneczny dzień, tuż po śniadaniu, udaliśmy się na zaplanowany spacer. Postanowiliśmy wejść od strony naszego pensjonatu, tj. od ul. Polnej i już za domostwami weszliśmy na szeroką, rozległą, pustą przestrzeń. Piaszczysta droga, gdzieś zakręcała w stronę domów widocznych na horyzoncie. Nie było żadnego znaku ani tabliczki na wcześniej mijanych budynkach. Bez marudzenia, przygotowani na wielkie wyzwania losu, poszliśmy drogą przed siebie. Trafiliśmy centralnie na teren domków jednorodzinnych i wyszliśmy na główną ulicę na półwyspie, skąd rozpoczyna się szlak.

Coś było ewidentnie nie tak i zaczęliśmy się w myślach obwiniać za naszą nieuwagę i gapiostwo. Skonsternowani, po nieudanych próbach uruchomienia map googlowskich (aż wstyd się przyznać), wróciliśmy do punktu wyjścia. Dokładnie obejrzeliśmy otoczenie w poszukiwaniu jakiegoś znaku. A tu nic, choć oko wykol.

W natarciu na szlak

Zapowiedź fajnej wycieczki, umykała z każdym powiewem letniego wiatru. Już wiedzieliśmy, że szumne zapowiedzi atrakcyjnego szlaku przyrodniczego mogą nie mieć pokrycia w rzeczywistości. Teraz trzeba było podjąć decyzję czy ambitnie, po mimo wszystko, odnaleźć drogę czy wrócić do pensjonatu. I wtedy… mój mąż przejął dowództwo.

Zamęt z odnalezieniem trasy był taki sam jak na niebie

Uruchomił swój dobry, wojskowy nos, zlustrował otoczenie i przystąpił do natarcia. Spojrzał na mapę trasy w telefonie, ustalił kierunki świata, zorientował trasę naszego marszu na wybrzeże Zatoki Puckiej, wzdłuż której wytyczono fragment ścieżki. Uchwycił kątem oka młodą surferkę, która w kombinezonie zmierzała zapewne w stronę wody. W te pędy poszliśmy jej śladem. I to była doskonała strategia. Trafiliśmy na wydeptaną ścieżkę pośród krzewów dzikiej róży, która kwalifikowała się na Torfowe Kłyle. Wprawdzie torfowisk nie było widać, ale kiedy natrafiliśmy na fragment lasu z charakterystycznymi niskimi dębami, wykręconymi w esy-floresy, wiedzieliśmy, że jesteśmy na dobrej drodze.

Mój mąż przedzierał się przez gąszcz paproci jak Tarzan

Szliśmy samotnie dość długo. Mąż przedzierał się miejscami wśród paproci z gatunku orlicy pospolitej, jak prawdziwy Tarzan. Próbował dostrzec choćby ułamek, kropkę czy kreskę znaczącą nasz szlak. Bez efektu – nic nie było! Próbując nieco odwrócić uwagę od niefortunnego spaceru, zachwycałam się widokami zatrzymując je w kadrze oraz charakterystyczne dla nadmorskiego krajobrazu rośliny. Nic jednak nie potrafiło przyćmić naszego rozczarowania, kiedy dostrzegliśmy na horyzoncie szeroko reklamowaną wieżę widokową. Była tak zaniedbana i zarośnięta, że tylko pogorszyła ogólny ogląd sytuacji.

Im bliżej końca, tym bardziej drogi się rozwidlały. Dobrze, że natrafiliśmy na turystów, którzy wskazali nam dalszą drogę. U kresu minęliśmy jedyny na całej trasie, nieczytelny i obdrapany drogowskaz. Po drodze minęliśmy sterty śmieci i zapchane kontenery z ubraniami. Wyszliśmy koło Biedronki, czyli tam, gdzie oficjalnie rozpoczyna się trasa.

Ostry cień mgły

– Chyba coś przeoczyliśmy – stwierdziłam na koniec. To niemożliwe, aby nie było żadnego znaku w miejscu, gdzie rozpoczęliśmy wędrówkę.
– To co? Idziemy sprawdzić? – prowokująco i lekko złośliwie zapytał mnie mąż, bo teraz on postanowił zadbać o naszą aktywność.

Wieża widokowa – jedna z wątpliwych atrakcji

Nie miałam wyjścia, więc wróciliśmy na ul. Polną. Raz jeszcze przeszliśmy około 300 metrów w poszukiwaniu choćby cienia jakiegoś symbolu lub oznakowania trasy. Nic! Poświęcając swój czas i nadrabiając dodatkowe kilometry nabraliśmy jednak pewności, że z nami jest wszystko ok, ale nie z Kłylami. Może kiedyś, ktoś, miał dobry pomysł. Wykonano minimalne prace polegające na ustawieniu dwóch znaków mówiących o istnieniu takiej trasy. Sklecono z desek wieżyczkę jako punkt widokowy i to tyle…

Początek trasy nie zapowiada się atrakcyjnie

Co ważne szlak w żadnym razie nie nadaje się do przeprawy rowerowej. Poprzez brak oznakowania stwarza wręcz zagrożenie. Łatwo można zbłądzić, co może być niebezpieczne, jeżeli ktoś wybierze się tam  na przykład wieczorem. Nie wyobrażam sobie przejścia takiej trasy z dziećmi. To wręcz powinno być zakazane. Sami zrobiliśmy chcąc, nie chcąc 5 dodatkowych kilometrów. Trudno w takiej sytuacji liczyć na zrozumienie, kondycję i wyrozumiałość dzieci.

Nasze wysiłki zostały nagrodzone – znaleźliśmy rajskie miejsce

Za utrzymaniem pomysłu przemawia naprawdę ładna okolica i nadmorska roślinność. Warunkiem jest jednak dobre oznakowanie trasy. Ktoś powinien przynajmniej dwa razy w sezonie przejść tą trasa, a jak widać nikt od dawna tego nie zrobił. Wielka szkoda, bo miejsce warte jest obejrzenia, co pokazuję w galerii zdjęć na dole strony.

Dawka optymizmu

Na całą historię można jednak spojrzeć pod innym kątem. ? Dzięki wycieczce poprawiliśmy swoją kondycję i obejrzeliśmy naprawdę piękne miejsca. Co najważniejsze, po raz kolejny przekonałam się, że mogę liczyć na męża, który ma doskonały zmysł orientacji. On, jak zwykle, nie zawiódł się na moich szalonych pomysłach. Tego dnia obiad smakował nam, jak nigdy, a resztę dnia – ku uciesze męża – spędziliśmy na leniuchowaniu. Jednym słowem nawet porażkę można przekuć w sukces. Wszystko zależy od naszego nastawienia i odpowiedniego podejścia do nieprzewidzianych sytuacji.

Jestem przekonana, że Torfowe Kłyle mogą być doskonałym testerem na trwałość związku, umiejętność osiągania kompromisu i wychodzenia z opresji. Proponuję władzom Jastarni zmienić nazwę trasy na Małżeński Test Przetrwania – Torfowe Kłyle. Gotowi do przejścia?

PS Powyższy tekst przesłałam do władz samorządowych Jastarni w nadziei, że uda się coś zrobić w kwestii oznakowania i przyszłości Torfowych Kłyli. Jestem niezmiernie zaskoczona i zadowolona, że na mój e-mail odpowiedział sam Burmistrz Jastarni Tyberiusz Narkowicz:

Dzień dobry
Dziękuję za przekazane uwagi i poświęcenie miejsca na blogu atrakcjom przyrodniczym Półwyspu. Ścieżkę realizowaliśmy w latach 90-tych i zdajemy sobie sprawę, że wymaga ona już ponownego „doinwestowania”.
Nadmorski Park Krajobrazowy w partnerstwie z Gminą Jastarnia przygotował kilka lat temu nowy projekt ścieżki, uwzględniający m.in. budowę kilku nowych czatowni – obiektów do podglądania zwierząt, głównie ptaków i wnioskował o zewnętrzne środki pomocowe na jego realizację ale jak na razie bezskutecznie. Pojawiały się też wnioski o likwidację ścieżki, skoro nie jest ona utrzymywana. Stoję na stanowisku, że skoro została wytyczona i opisana, błędem byłaby rezygnacja z niej. Pani głos jest jednym z kilku na przestrzeni ostatnich lat przypominającym o tym uroczym zakątku. Mam nadzieję, że do przyszłego lata uda nam się przynajmniej odtworzyć jej oznakowanie.

Tyberiusz Narkowicz
Burmistrz Jastarni

Bardzo mi miło, że mój głos został tak ciepło przyjęty, a co najważniejsze jest nadzieja, że Torfowe Kłyle pozostaną atrakcją Jastarni. I świat robi się piękniejszy! 🙂

Łatwiej lekko pisać, niż lekko przejść przez życie, ale razem jest znacznie łatwiej. Zapraszam więc do wspólnej podróży przez codzienność. Znajdziecie tu chwilę wytchnienia, dużą dawkę optymizmu i wiele inspiracji. Pokazuję jak wielką moc ma siła pozytywnego myślenia, a także jak dostrzegać efekty uboczne trudnych decyzji i niesprzyjających zdarzeń.

Leave a Reply