Czerwona torebka,  Ludzie,  Miejsca

O korzeniach jej lekkiego pióra – wywiad do Stołecznego Magazynu Policyjnego

Po 32 latach pracy dziennikarskiej po raz pierwszy stanęłam po drugiej stronie udzielając wywiadu do „Stołecznego Magazynu Policyjnego” z okazji 30-lecia czasopisma. Byłam z nim związana przez 14 lat, uczestnicząc przy wydaniu 143 numerów i współpracując z siedmioma redaktorami naczelnymi, w czasie kiedy komendą stołeczną zarządzało 11 komendantów. Jak zaczęła się moja przygoda z pisaniem? Jak trafiłam do redakcji policyjnej gazety i czy napiszę książkę? Odpowiedzi znajdują się w poniższym wywiadzie, który przeprowadziła redaktor Karina Pohoska.

Pewnie większość z Państwa kojarzy jej postać z uroczystości, jakie mają miejsce w Komendzie Stołecznej Policji. Drobna, skromna, a zarazem z klasą, swym głosem od dawien dawna podbija serca zebranych rzetelnie przygotowanymi przemówieniami. Przez wiele lat zaskarbiała sobie również sympatię czytelników Stołecznego Magazynu Policyjnego, który w 2023 roku obchodził swoje 30-lecie, z czego połowa to również jej zasługa. Prywatnie żona, mama, autorka bloga „Lekkim piórem”, po prostu i aż, Elżbieta Sandecka-Pultowicz.

Na wywiad stawiła się punktualnie o 9, co jest niewątpliwie jedną z jej wielu zalet. Przygotowana, jak do ustnej matury i równie mocno zestresowana, bo teraz ona znalazła się po drugiej stronie, tym razem to właśnie o niej pisano. I mimo, że znamy się i przyjaźnimy od 2010 roku, ja wciąż dowiaduję się o niej czegoś nowego. Tak było i tym razem.

Elu, opowiedz nam o sobie.

Trudno jest, tak po prostu, opowiedzieć o sobie. Z takich formalnych rzeczy, to mogę powiedzieć, że obecnie jestem starszym specjalistą w Gabinecie Komendanta Stołecznego Policji. W komendzie pracuję 18 lat, z czego 14 lat należałam do redakcji Stołecznego Magazynu Policyjnego.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem?

Moja przygoda z pisaniem zaczęła się bardzo dawno temu. W czasie studiów zaocznych podjęłam pracę, mieszkałam wtedy na Dolnym Śląsku w Chojnowie, to moje rodzinne miasto. W 1993 r. zostałam przyjęta do redakcji Gazety Chojnowskiej, przede wszystkim z uwagi na umiejętność pisania na komputerze. Jako ciekawostkę powiem, że komputery wtedy, to było bardzo ciekawe i nowe zjawisko. Miałam doświadczenie z nimi związane, które nabyłam w liceum ekonomicznym w Legnicy, o specjalności administracja państwowa. We wspomnianej wcześniej gazecie przepracowałam 7 lat i tam nauczyłam się całego warsztatu dziennikarskiego. To były moje pierwsze bardzo nieudane próby, które się rozwijały z czasem, dzięki pracy własnej i pisaniu od krótkich tekstów do coraz dłuższych oraz dzięki wspaniałym ludziom, którzy pracowali wtedy ze mną i mnie po prostu ukształtowali.

Była to wyjątkowa praca, dlatego, że ja studiowałam zarządzanie i marketing na Wydziale Gospodarki Narodowej Uniwersytetu Ekonomicznego. To był inny świat, natomiast moja praca była całkiem nowym terytorium, zupełnie niezwiązanym z cyframi, rachunkowością, księgowością, tylko ludźmi, rozmowami i takiej typowo humanistycznej pracy, w którą zresztą bardzo się wciągnęłam. Zakochałam się w niej, że tak powiem, na zabój, do tego stopnia, że po prawie pięciu latach zostałam redaktorem naczelnym Gazety Chojnowskiej.

Mój warsztat pisania wtedy też był kształtowany poprzez specjalistyczne kursy w Krakowie, które odbywały się w Małopolskim Instytucie Samorządu Terytorialnego i Administracji. W owych czasach rozwijały się samorządy, rozwijała się prasa lokalna i dla takich ludzi właśnie, zajmujących się tymi sprawami, organizowano takie spotkania. Byli tam zapraszani bardzo ciekawi goście, dziennikarze, politycy, mieliśmy okazję trenować zadawanie pytań, szlifować kunszt pisania, zgłębiać wartości dziennikarskie, które niestety dzisiaj są zapomniane, nie są wdrażane i respektowane przez osoby piszące.

To po części wynika z czasów, które nastały, gdzie każdy może pisać, bo jest bardzo łatwy dostęp do różnych narzędzi. Informacja jest szybka, ale przez to, że jest szybka i jest jej dużo, ma poważne mankamenty, takie, które dla mnie są podstawą pisania, czyli rzetelność, odpowiedzialność, obiektywizm. Jeżeli zajmujemy się jakąś sprawą, to jednak powinniśmy starać się przedstawić ją z dwóch stron, jeżeli dotyczy ona jakiegoś konfliktu albo z wielu stron, jeśli chcemy pokazać szersze spektrum problemu. Bardzo brakuje mi w dzisiejszym dziennikarstwie takich właśnie wartości i tego, że nacisk kładzie się przede wszystkim na ilość, a nie tak, jak powinno być, czyli na jakość.

Czy pamiętasz może pierwszą rzecz, którą napisałaś i z której byłaś naprawdę dumna?

Moje początki były takie, że szczerze powiedziawszy, nie ma się czym chwalić, ale tak to właśnie jest z tym pisaniem u większości. Zaczęło się od bardzo krótkich form. Oczywiście zaliczałam po drodze mnóstwo wpadek dziennikarskich, taka właśnie była nauka tego rzemiosła. Bardzo trudno mi wybrać jeden materiał, z którego byłam dumna, bo ja bardzo długo czułam się niedoskonała. Może przez to, że studiowałam ekonomię, te kompleksy pisarskie trochę mi doskwierały.

Z drugiej strony jednak była moja ambicja, fajni ludzie, nowa praca, klimat oraz zainteresowania, ciekawość świata i ludzkich spraw, do tego mogłam bywać w wielu miejscach, to wszystko sprawiło, że tych materiałów było całe mnóstwo, pewnie też dlatego, że Gazeta Chojnowska w owym czasie była tygodnikiem. Wydawanie takich kilku zapełnionych od deski do deski stronic w tygodniu, z życia 15-tysięcznego miasta, to naprawdę jest intensywna praca, a tempo jest bardzo szybkie. Różnorodnych tematów w gazecie był ogrom, od dziury w ulicy, poprzez sesję rady miasta, relacje z prac zarządu miasta, wywiady z właścicielami firm, dyrektorami większych czy mniejszych fabryk, konkursy plastyczne w szkołach podstawowych, sukcesy Chojnowian odnoszone w różnych dziedzinach sportowych czy kulturalnych.

Zakres tematyczny był tak duży, że niezwykle trudno mi przywołać ten jeden materiał, z którego miałam ogromną satysfakcję. Ja byłam najbardziej dumna z innej rzeczy, a mianowicie z tego, że coraz rzadziej w gazecie pojawiała się informacja o „chochliku rozrabiace”, który coś nam znowu namieszał. Już na tyle rzemiosło i styl pisania były wypracowane, że to wszystko razem było po prostu dobre, prawidłowe i można było być z tego dumnym.

Jak trafiłaś do Komendy Stołecznej Policji?

Do Warszawy przyjechałam z powodów osobistych, a wiązało się to z założeniem rodziny. Urodziłam tutaj dziecko i przez pierwsze lata spełniałam się jako mama na cały etat. Potem gdy córka trochę podrosła, zaczęłam powoli rozglądać się za pracą. Wystartowałam w konkursie do redakcji Stołecznego Magazynu Policyjnego. Było to jedno z zadań ówczesnej komórki, która chciała zatrudnić kogoś do takich właśnie spraw, a mowa tu o Sekcji Strategii i Promocji Policji Komendy Stołecznej Policji. Ja spełniałam sporo wymogów, przede wszystkim byłam już absolwentką Uniwersytetu Ekonomicznego, po zarządzaniu i marketingu.

Z kolei pracując w Gazecie Chojnowskiej, zajmowałam stanowisko specjalisty do spraw promocji w Urzędzie Miasta w Chojnowie, więc miałam siedmioletnie doświadczenie pracy promocyjnej i public relations w moim rodzinnym mieście. Ponadto muszę dodać jeszcze jedno moje doświadczenie, które zdobyłam jako korespondent radiowy. Początkowo, czyli po kilku latach pracy w redakcji, lokalna stacja Radia Legnica postanowiła poszukać korespondentów z terenu i ja właśnie zostałam takim korespondentem.

Później podjęłam stałą pracę w radiu, gdzie pracowałam od 1999 r. do 2005 r., czyli 6 lat i to nawet w dwóch stacjach radiowych, czyli legnickim oddziale ogólnopolskiego Radia Plus, drugą było lokalne Radio „eL”. Rozwinęłam się w tym radiu do tego stopnia, że zaczęłam pracować w newsroomie jako lektor wiadomości. Miałam też swoje stałe audycje, a ponieważ zakres tematyczny był naprawdę szeroki, były one zarówno z gatunku tematyki samorządowej, w tym rozmowy z prezydentem miasta Legnicy, jak i rolniczej, co było dość obcym obszarem dla mnie.

Praca wtedy wymagała bardzo dużych umiejętności technicznych, bo nagrania głosu były zapisywane na kasetach magnetofonowych, a radio wyglądało zupełnie inaczej niż dzisiaj. Dziennikarz radiowy musiał bardzo wiele pracy dodatkowej i mechanicznej robić sam. Z takim właśnie doświadczeniem wystartowałam w konkursie i zostałam przyjęta w 2005 do Sekcji Strategii i Promocji Policji Komendy Stołecznej Policji. Można rzec, że w zasadzie od razu moją główną pracą było pisanie do Stołecznego Magazynu Policyjnego.

Ile lat pracowałaś w redakcji SMP łącznie i ile numerów było, po części, również Twoją zasługą?

Przygotowując się do tego wywiadu, mogę przyznać, że byłam nawet trochę przerażona ile to lat, bo nigdy nie podsumowywałam swojej pracy. Tak naprawdę nie wiem, ile artykułów napisałam do Gazety Chojnowskiej, nie wiem też, ile artykułów napisałam do Stołecznego Magazynu Policyjnego. Było tego naprawdę wiele. Pracowałam w SMP przez 14 lat, uczestniczyłam przy wydaniu 143 miesięczników, zarówno w wersji papierowej, jak i internetowej.

Te 14 lat to bardzo długa historia i cieszę się, że magazyn przetrwał, bo były chwile, kiedy były próby zamknięcia go i pojawiały się pytania w stylu – czy warto dalej utrzymywać tę gazetę? Jestem zdania, że bardzo warto. Jako ciekawostkę dodam, że w czasie mojej pracy w SMP współpracowałam z 7 redaktorami naczelnymi, a na przestrzeni czasu, Komendą Stołeczną Policji zarządzało 11 komendantów stołecznych.

To faktycznie niezłe statystyki. Czy od samego początku pisałaś teksty? Może miałaś też jakąś inną funkcję?

Przez wiele lat gazeta była trzonem mojej pracy, ale na takim stanowisku czy to w Sekcji Strategii i Promocji Policji, Gabinecie Komendanta Stołecznego Policji, Wydziale Komunikacji Społecznej czy Sekcji Prasowej, bo takie komórki przewinęły się w mojej karierze zawodowej, tych zadań było dużo więcej. Wiele z tego, to pisanie tekstów i komunikatów na stronę internetową Komendy Stołecznej Policji. Były również sprawy związane z pracą zespołu prasowego, na przykład organizacyjne czy szkoleniowe.

Moje doświadczenie, jeśli chodzi o poprawność językową, jeszcze bardziej pogłębiałam na dodatkowych kursach Uniwersytetu Warszawskiego. Nawet powierzono mi przeprowadzenie kilku szkoleń dla oficerów prasowych garnizonu stołecznego. W ciągu tych lat moje doświadczenie sprawdziło się też przy organizacji i prowadzeniu różnego typu uroczystości policyjnych. Mowa tu o ślubowaniach, Świętach Policji, Świętach Służby Cywilnej, konkursach policyjnych, spotkaniach z dziećmi i tak dalej. Obszarem, którym się często zajmowałam, właśnie z racji wielu lat doświadczenia i wiedzy ogólnej o pracy jednostki, była kwestia przygotowywania przemówień dla kadry kierowniczej Komendy Stołecznej Policji, a dla komendanta stołecznego przede wszystkim.

Jeśli człowiek bywa na wydarzeniach z Jego udziałem, to słyszy – co mówi i o czym mówi. Pozwoliło mi to zostać specjalistką w tej dziedzinie i faktycznie przez całe lata mojej pracy, być autorką wielu przemówień. To też jest szeroki zakres tematyki, od wystąpień na spotkaniach międzynarodowych, na konferencjach prasowych, na mianowaniach, podsumowaniach pracy jednostki czy nawet życzeniach okolicznościowych, praca przy korekcie, doszlifowywaniu wywiadów, których udzielają komendanci itp.

Jeszcze chciałabym dodać, że wśród tych moich zadań, doświadczenie przy wydawaniu Stołecznego Magazynu Policyjnego w obecnym wydziale, w którym pracuję, też się bardzo przydało, bo już od kilku lat jestem odpowiedzialna za wydawanie kalendarzy dla KSP, zarówno książkowych, jak i ściennych. Dzisiaj to zadanie po części przejął Wydział Zaopatrzenia, ale pewne prace, pewne ustalenia, nadal pozostają w mojej gestii. Myślę, że to właśnie pokazuje całe spektrum mojej pracy.

Dodatkową ciekawostką, którą teraz przytoczę, będzie to, że jestem współpomysłodawczynią Święta Służby Cywilnej. Do dziś dysponuję takim pismem, gdzie przed piętnastu laty proponuję uhonorowanie pracowników Policji, kierując tę propozycję do swojego ówczesnego przełożonego. Przy wsparciu związków zawodowych i jeszcze jednej osoby, wówczas z Gabinetu, udało się zorganizować pierwsze Święto Służby Cywilnej. Było skromne, bo pracownicy otrzymywali kwiaty i dyplomy, niektórzy nawet żartowali, że „cóż, to tylko dyplom”, jednak dla innych, to był aż dyplom i aż kwiaty w dniu ich święta.

W 2023 r. obchodziliśmy 15-stą rocznicę Święta Służby Cywilnej i nie mogę się pogodzić z tym, że nie było takiej uroczystości, ponieważ została przeniesiona. To jest niemały staż, bo aż 15 lat i byliśmy w ogóle pierwszym garnizonem w całej Polsce, który takie święto organizował. Naprawdę wiele serca temu oddałam i uroczystości, które prowadzę z tej okazji, z czasem nabrały takiej renomy, nawet tradycji do tego stopnia, że są nagrody finansowe dla pracowników, nie tylko od Komendanta Stołecznego Policji, ale również od Komendanta Głównego Policji. Mam szczerą nadzieję, że ta wyjątkowa uroczystość będzie w przyszłości kontynuowana.

Jeszcze wrócę do tych przemówień, o których wspomniałaś, bo mi osobiście mównica na uroczystościach kojarzy się właśnie przede wszystkim z Twoimi przemówieniami. Kiedyś mi się zwierzyłaś, że masz wtedy straszną tremę…

Pewnie zaskoczę wszystkich, ale ja zawsze jestem stremowana i najbardziej przeżywam to dzień wcześniej. Tego oczywiście nie widać, ale tuż przed uroczystością słabo śpię i potrafię nawet kilogram schudnąć. Dlatego, że często są to takie imprezy, np. Święto Służby Cywilnej, gdzie mamy 200 uczestników, całą kadrę kierowniczą garnizonu stołecznego, ministra MSWiA, prezydenta miasta, wojewodę, naprawdę ludzi z wysokich stanowisk. Trudność prowadzenia lektoratów tutaj polega na tym, że ta impreza jest obarczona regułami i ceremoniałem policyjnym, więc to się wszystko musi odbyć według pewnych zasad. Z tajników lektoratu mogę zdradzić, że impreza nigdy nie jest do końca udana, ale najważniejsze jest to, że nikt tego wcale nie zauważa.

Opowiedz nam o początkach Stołecznego Magazynu Policyjnego.

Kiedy przyszłam tu do pracy, to z gazetą żegnał się Piotr Maciejczak, który dziś pracuje jako zastępca redaktora naczelnego Gazety Policyjnej w Komendzie Głównej Policji. Zadania zostały wtedy przejęte przez Sekcję Strategii i Promocji Policji KSP, którą pod swymi skrzydłami miała Pani Małgorzata Domagalska, ówczesny kierownik tej sekcji, a dopiero później komendant ds. logistyki w naszej komendzie.

Gazeta była wtedy kwartalnikiem i miała charakter folderowy, być może z tego powodu, że sekcja chciała pokazać pracę Policji na zewnątrz, więc trafiła wtedy do policjantów i pracowników KSP, ale w dużej części była rozsyłana do zaprzyjaźnionych instytucji, szkół, urzędów, z którymi Komenda Stołeczna Policji współpracowała. To były bardzo ładne wydania. Trudno było wybrać z kwartału wydarzenia najciekawsze, najważniejsze, wszystko się zmieniało do ostatniej chwili.

Gazeta ma naprawdę długą tradycję. Jakby nie patrzeć, minęło jej już 30 lat, ale pojawiła się wówczas konkurencja dla niej w postaci Internetu. On co prawda gdzieś tam sobie istniał, ale wtedy w 2005 roku, jak przyszłam, to powstawały dopiero pierwsze strony internetowe w poszczególnych jednostkach, tj. rejonach i powiatach. Pamiętam, jak oficerowie prasowi przyjeżdżali na szkolenia, uczyli się technicznej obsługi stron, pisania komunikatów, bo to było coś nowego. Zabiegano, aby informacje pojawiały się codziennie, co wymagało nakładu dodatkowej pracy. Z czasem ten internet, strona KSP i w ogóle strony całego garnizonu, wszystkich jednostek, stał się konkurencją dla naszej gazety. Jednak pomimo wszystko cieszę się, że ona się utrzymała, bo ma zupełnie inny charakter i co najważniejsze, wbrew pozorom, ma dłuższą trwałość.

Ile osób liczył sobie na początku zespół redakcyjny?

To jest ciekawe pytanie, bo taki stricte zespół, jak dziś jest wydzielony, był efektem wielu zmian organizacyjnych, które nie tak łatwo przechodzą w naszej instytucji, tym bardziej że nie jest to główne zadanie Policji. Zazwyczaj to było tak, że istniał trzon, powiedzmy dwóch osób, które miały w zadaniach gazetę, ale nie był to zespół wyłączony. Ja miałam mnóstwo innych zadań związanych z pracą sekcji i nawet później w Gabinecie Komendanta Stołecznego Policji też było identycznie.

Dopiero po wielu latach, kiedy gazeta wróciła do „prasówki”, powstał zespół redakcyjny z prawdziwego zdarzenia, taki gdzie Stołeczny Magazyn Policyjny należał do głównych obowiązków, gdzie redaktorom zapewniono sprzęt komputerowy, fotograficzny i naprawdę można było skupić się na tym konkretnym zadaniu. W końcu nasza gazeta branżowa przestała być zadaniem dorywczym, a stała się jedną z wizytówek stołecznego garnizonu.

Czy uważasz, że magazyny branżowe to dobry pomysł i są one potrzebne?

Tak, uważam, że są bardzo potrzebne, dlatego że każda branża ma swoją własną specyfikę. Jak wiadomo, Policja jest wielce wyjątkową organizacją. Z mojej perspektywy, to jest taki zawód, który ma bardzo dużo odmian, ponieważ policjanci zajmują się bardzo szerokim spektrum zadań. To są specjalne i specyficzne jednostki, nawet każdy wydział w KSP zajmuje się przecież inną tematyką i ja nawet sądzę, że tu każdy mógłby znaleźć coś dla siebie. Choćby właśnie z racji tej specyfiki, takie forum, jak gazeta, jest potrzebne, bo my na jej łamach możemy przedstawić informacje nie tylko ogólne, ale również istotne dla nas, dla naszej grupy zawodowej, dla naszej branży, dla ludzi, pracowników cywilnych i policjantów. Nie wszystkie informacje jesteśmy w stanie znaleźć gdzieś na zewnątrz. Ponadto uważam, że gazeta w formie papierowej jest niezwykle ważna i mam ku temu podstawy, żeby tak twierdzić.

Podam przykład, kiedy zmieniały się serwery w KSP, czyli było przejście na serwery KGP, z różnych powodów technicznych pewne dane nie zostały zarchiwizowane. Nawet jeżeli dzisiaj możemy sięgnąć do starych informacji, to z jakiegoś okresu tj. kilku lat, trudno mi konkretnie powiedzieć ilu, tych informacji po prostu nie ma. Jedynym źródłem o historii Komendy Stołecznej Policji będzie właśnie nasz branżowy magazyn. I powiem jeszcze, że papier wiele przetrwa, mam nadzieję, że nawet nas. Bardzo tu pracowaliśmy zawsze i wiem, że jest to nadal kontynuowane, żeby kolejne numery gazety trafiały w całą Polskę, jako egzemplarz obowiązkowy do bibliotek.

Prowadzimy też przecież swoje archiwum i od zawsze składujemy magazyn na tzw. wieczną kategorię „AE” właśnie po to, aby w jakiś sposób zatrzymać tę historię, bo w sieci, mimo wszystko, bardzo wiele rzeczy znika, a gazeta zostanie na zawsze. To jest niepodważalny i niezaprzeczalny fakt, a z faktami wiadomo, że się nie dyskutuje. Jest dużo zalet takiej gazety i pracy dziennikarskiej. W prasie i w internecie jest sporo informacji o Policji tylko, że jak wiemy, one są pisane pod innym kątem i w innym celu. Tak naprawdę dziennikarze mogą rozmawiać tylko z osobami upoważnionymi do udzielania informacji. Policję spotyka bardzo dużo krytyki, co prawda niekiedy jest ona uzasadniona, ale ważne, żeby wyciągać wnioski z rzeczy, które się dzieją i nas dotyczą. W każdej branży, w każdym zawodzie tak jest.

Natomiast ta gazeta branżowa i to, że miałam możliwość rozmawiania z policjantami właśnie od strony prywatnej, której często media nie pokazują, powoduje, że właśnie jest ona tak ważna. Pokazywanie ludzi, ich motywacji, ich pasji, bo wielu z nich jest pasjonatami pracy policyjnej, to zaleta takiej gazety, bo trudno znaleźć takie materiały na zewnątrz. Zdradzamy tyle tajników, jak bardzo możemy sobie pozwolić, bo to jest też bardzo trudne w pracy policyjnej, aby nie powiedzieć o jedno słowo za dużo i w ten sposób nie dać siły przestępcom. Chodzi o to, aby przekazać informacje tak, żeby nie zdradzać metod rozpoznawania czy szczegółów operacji kryminalnych, a jednocześnie pokazać trud i ogrom tej pracy i dać się poznać czytelnikom.

Ludzie pracujący w Policji są niezwykli, to szereg różnych ciekawych i barwnych osobowości. Te osoby tak, jak my wszyscy mają swoje problemy, swoje sukcesy, swoje rodziny, swoje motywacje i trzeba o tym pamiętać i właśnie to pokazywać. Gazeta daje nam tę możliwość przedstawienia poszczególnych postaci, tak jakby z drugiej strony, gdy kurtyna idzie w dół, cichną oklaski, poza sceną i często bardziej prywatnie.

Czym było dla Ciebie bycie częścią redakcji SMP?

Na pewno ogromnym wyróżnieniem. Zanim trafiłam do komendy, miałam pracę dziennikarza zewnętrznego. Muszę przyznać, że początkowo byłam skrępowana tym, że jestem wewnątrz tej organizacji i mam na podorędziu tyle tematów, że widzę tę pracę Policji od zaplecza. Przez całe lata mojej pracy, po dziś dzień, śledzę na bieżąco gazetę i również sprawdzam stronę internetową, bo mnie to po prostu interesuje i ciekawi. Może właśnie też z tego powodu, że ta organizacja jest tak złożona. Ja w redakcji zostawiłam kawał siebie, kawał serca.

Największą przyjemnością i zaszczytem dla mnie były rozmowy z policjantami i pracownikami cywilnymi, to była najlepsza część. Często było to pokazywanie ich pracy, a z czasem ja się już tak w to wkręciłam, starałam się ujawnić coś więcej z tych ludzi, właśnie ich motywacje, ich drogę do tego zawodu i konkretną profesją, którą się zajmują. Myślę, że właśnie to było najciekawsze. Niekiedy trudna do pokonania była ta bariera u nich, co faktycznie mogą powiedzieć w wywiadzie do gazety. Dlatego na barkach redaktorów spoczywa to, że nawet jeśli usłyszą więcej, muszą umieć to wypośrodkować. To ile my słyszymy, ta pełnia informacji, sprawia właśnie, że praca redaktora gazety policyjnej jest ciągle ciekawa.

Naprawdę bardzo się cieszę z powstania i ukształtowania takiej redakcji, gdzie m.in. my zaczęłyśmy współpracę. Zespół wspaniałych ludzi, z którymi mamy stały kontakt, mimo że jesteśmy w innych miejscach. Ta redakcja to taka mała rodzina, gdzie, każdy numer się omawia, przeżywa dużo wcześniej zanim on powstanie, zanim ktoś do ręki otrzyma ten kawałek papieru z drukarni, to jest to poprzedzone wieloma rozmowami, wyjazdami, zastanawianiem się, planowaniem, robieniem zdjęć, sczytywaniem, korektą, ogólną wizją. Niektórzy porównują gazetę do swojego dziecka, więc pół żartem, pół serio powiem, że tych dzieci mam bardzo dużo, tak jak każdy z redaktorów.

Jak wspominasz współpracę z ówczesnymi redaktorami naczelnymi i współpracownikami?

To jest dla mnie wiele lat doskonalenia warsztatu, wspaniałych kontaktów i ogromnej nauki. Każdy redaktor naczelny coś nowego wnosił do pracy redakcji i miał inną wizję gazety, inne spojrzenie na tematykę. Współpraca z każdym redaktorem to była dla mnie nauka i wyzwanie. My wszyscy, ramię w ramię, rozumieliśmy się w tych trudach pracy redakcyjnej. Te kontakty bardzo dużo mi przyniosły.

Natomiast takim przełomowym momentem i tu nie chodzi o relacje międzyludzkie, ale o gazetę, był moment, gdy padło pytanie, czy gazeta jest potrzebna? Pamiętam, że wtedy przez jakiś czas ukazywała się w wersji internetowej. To był taki czas, kiedy ona mogła całkiem zniknąć… Cieszę się jednak, że jak przejął gazetę Pan Marcin Szyndler, były rzecznik Komendanta Stołecznego Policji, to postawił ją znowu na nogi w wersji papierowej. Powiem, że to, z różnych względów, było trudne zadanie, któremu wspólnymi siłami podołaliśmy. Jestem z nas wszystkich dumna.

Skąd czerpałaś pomysły na swoje artykuły?

Jak zaczynałam naukę pracy dziennikarskiej, to pamiętam takie powiedzenie, że „tematy leżą na ulicy, wystarczy się po nie schylić”. Przez długi czas nie rozumiałam tego pojęcia, ale dziś to moje patrzenie na tematy jest bardzo szerokie. Szukanie ich, jak się już długo rozwija w tej pracy, wcale nie jest takie trudne, ponieważ osoby, które piszą i każdy z nas to potrafi, są czujne, mają uszy i oczy z każdej strony.

Musimy śledzić sytuację w kraju, w naszej firmie, a doskonale wiemy, że jest tego bardzo dużo, bo sytuacje są różne, ponadto musimy śledzić trendy, portale społecznościowe, rozmawiamy z naszymi kolegami i współpracownikami, robimy research, wywiady, mamy mnóstwo informacji i tych tematów, z racji specyfiki, o której mówiłam wcześniej, jest naprawdę bardzo dużo. Chcemy pokazać jakiś obszar pracy policyjnej, ale też jesteśmy na bieżąco z wydarzeniami. Poszukiwanie tematów, które można opisać później na łamach Stołecznego Magazynu Policyjnego, jest naprawdę zadaniem prostym, zwłaszcza, gdy jest współpraca i burza mózgów w redakcji przy planowaniu każdego kolejnego numeru.

Czy jest jakiś artykuł, który napisałaś, a zapadł Ci szczególnie w pamięci?

Jest ich wiele i te wszystkie materiały są z rozmów z ludźmi, z policjantami, z pracownikami cywilnymi i ja, tak szczerze mówiąc, nawet gdy minęło wiele lat, widzę osobę, z którą rozmawiałam, to proszę mi wierzyć, ona zawsze będzie dla mnie bliska, z racji takiej, że udzielanie wywiadu, to jest trochę taki zalążek intymności, zawiązuje się wtedy pewna więź, człowiek na pewno odkrywa również trochę siebie, w większym lub mniejszym stopniu. Gdy mijam osoby, nawet po 10 latach, to dokładnie pamiętam, czym ktoś się zajmował wtedy lub w jakim momencie swojego życia był.

Takim fajnym przykładem jest kolega, który pracował w owym czasie w OPP. Odnosił ogromne sukcesy w kickboxingu i to był bardzo młody człowiek, którego rozwój obserwowałam przez wiele lat. Mogę powiedzieć, że jestem ciocią sukcesów, które odnosił, bo w międzyczasie zdobywał kolejne medale na różnych zawodach, rozwijał swoje umiejętności również w Policji. Później kończył szkołę oficerską, zakładał rodzinę, został tatą dwójki dzieci. Również awansował i dziś pracuje w KGP.

Na swojej drodze spotkałam wiele takich osób, gdzie mogłam obserwować różne etapy ich życia i kariery. Jeden z najciekawszych materiałów, który bardzo dużo przyjemności mi sprawił, gdy przy nim pracowałam, to artykuł o braciach bliźniakach, policjantach zatrudnionych w komendzie powiatowej w Starych Babicach. Mam z tego czasu bardzo fajne wspomnienia i historie, które opowiadali, o komedii omyłek, którą zaliczali w życiu osobistym i również zawodowym. To jest naprawdę jeden z najlepszych materiałów, które często i miło wspominam.

Oprócz tego pamiętam rozmowę z policjantką, która odnosiła sukcesy w pięcioboju, zdobyła medal w zawodach NATO i została przeze mnie zaproszona na wywiad, jako mistrzyni w strzelectwie na zawodach organizowanych przez KSP. Na wywiad stawiła się w gipsie na ręku. Okazało się, że miała trudną i nieprzewidzianą interwencję domową, gdzie kobieta pod wpływem alkoholu była bardzo agresywna i ją niefortunnie uderzyła. Ręka mojej rozmówczyni była pęknięta w takim miejscu, że cała jej kariera sportowa i umiejętności, które kształtowała przez wiele lat, stanęły pod znakiem zapytania. Dziś dalej pracuje w Policji jako policyjny psycholog. Zawsze, gdy ją widzę, to ta historia z ręką pojawia się na nowo w mojej głowie.

Kiedyś również pewna osoba podzieliła się ze mną ciekawą pasją, a był to ówczesny komendant komisariatu rzecznego Pan Wencel. On był motorowodniakiem, to obszar dla mnie totalnie nieznany, bardzo ciekawa pasja. Podsumowując, tych wywiadów jest naprawdę wiele i tak, jak usłyszałam kiedyś od policjanta pionu kryminalnego, że w Warszawie ma swoją mapę miejsc, w których pracował, a jest ona niełatwa, bo to mapa miejsc zbrodni i przestępstw, to ja mam taką mapę ludzi w całym garnizonie, z którymi miałam naprawdę wielkie szczęście, okazję, możliwość rozmawiania i głębszego ich poznania.

Co uważasz za swój największy sukces w SMP?

Zdecydowanie poznanie ludzi i ich historii. Wywiady i wszelkie kontakty, to jest wartość dodana nie tylko do mojej pracy zawodowej, ale i też do życia osobistego. Spotkania z tymi ludźmi nauczyły mnie wielu rzeczy. Dużo z tego czerpię do dziś, ponieważ obecnie zajmuję się specyfiką informacji publicznej i jestem administratorem strony BIP KSP. I właśnie to wszystko, co mnie wiązało z poprzednią pracą w redakcji Stołecznego Magazynu Policyjnego, pozwala mi inaczej popatrzeć na pytania od ludzi, mam od razu pomysł kogo można o coś podpytać, do którego wydziału się zwrócić, jak można poszerzyć i przedstawić dany temat. Naprawdę bardzo mi to pomaga nawet w tym momencie, gdy bezpośrednio nie jestem już związana ze SMP.

Czy pracując w redakcji mogłaś dawać z siebie wszystko i uwolnić swoją kreatywność?

Dosłownie wszystko i jeszcze więcej, dlatego, że to jest coś, co kocham robić, czyli pisać i rozmawiać z ludźmi. Jako ciekawostkę przytoczę fakt, że najwięcej inicjatywy i pracy własnej musiałam włożyć, pisząc np. pięćdziesiątą relację z takiego wydarzenia, jak ślubowanie nowo przyjętych policjantów, które jest powtarzalne. Wiele serca wkładałam, żeby każda informacja czymś się różniła, co przy każdym kolejnym razie, było coraz trudniejsze. Są to jednak bardzo miłe wspomnienia i w dalszym ciągu jestem całym sercem związana ze Stołecznym Magazynem Policyjnym.

Czy myślisz, że praca w redakcji rozwinęła Cię jako pisarkę?

Tak, nawet bardzo, a to dlatego, że po takiej kilkuletniej fascynacji tematami, do których nie miałam dostępu, pracując w moich poprzednich miejscach pracy, ta chęć pisania była tak ogromna, że pojawił się wulkan nieskończonej weny i to był taki moment, w którym założyłam bloga. Ten cały nurt i ten mój pociąg do pisania mogłam przelać na swoje własne strony blogowe. Myślę, że każdy dziennikarz, każdy dobry pisarz, w jakimś stopniu, może być porównany do sportowca, który osiąga sukcesy sportowe i zdobywa medale. To jest ciągły trening. Systematyczne pisanie rozwija, a jeżeli ktoś naprawdę robi to z pasją, to poszerza swoje horyzonty i tematy.

Czy można powiedzieć, że pisanie to Twoja życiowa pasja?

Dzisiaj tak, ale przez wiele lat tak bym tego nie określiła. Związane to było przede wszystkim z moim wykształceniem z zakresu dziedziny ścisłej, bo jeśli chodzi o umiejętności humanistyczne, to ja zawsze z języka polskiego byłam na poziomie ocen 3 lub 4. Natomiast ta praca przez 32 lata, bo taki mam staż pracy zawodowej, która ściśle wiąże się z pisaniem, sprawiła, że rozkochałam się w tym, co robię. Kontynuuję tę miłość nadal, prowadząc bloga, więc mam to swoje ujście dziennikarskie i teraz na pewno mogę powiedzieć, że tak, pisanie to jest moja życiowa pasja.

O czym najbardziej lubiłaś pisać, będąc w redakcji SMP, a o czym lubisz pisać po godzinach i czy podzielisz się tym z naszymi czytelnikami?

Z największą przyjemnością. Ta moja pasja poznawania ludzi i kontaktów z nimi, uczenia się od nich, umiejętnego słuchania, bo to jest też jedna z bardzo cennych i niezbędnych umiejętności dobrego dziennikarza, przełożyła się na prowadzenie bloga. Bardzo często też w życiu mi się zdarza, że osoby całkiem obce np. w przychodni zdrowia czy w autobusie, opowiadają mi różne historie. Był taki czas, gdy musiałam dużo dojeżdżać pociągami, to muszę przyznać, że ludzie podczas takiej podróży potrafią z siebie zrzucić bardzo dużo. Zaczynam myśleć, że to już nie są przypadki. Może jest we mnie coś, co przyciąga takie osoby. Może intuicja im mówi, że jestem kimś, kto może wysłuchać, a ja przecież uwielbiam słuchać. Wszystko to znajduje odbicie w tym, co piszę po godzinach.

Mój blog ma charakter bloga osobistego, z elementami lifestyleowymi, ale raczej bardziej piszę o moich doświadczeniach i obserwacjach, z tych wszystkich kontaktów z ludźmi, z nauki jaką wyciągam z wielu historii. Moja wola pisania wywodzi się z obserwowania zachowań ludzkich, ale i chęci dzielenia się też swoim doświadczeniem i wiedzą, w różnych dziedzinach. Dotyczy to również wiedzy życiowej, którą zdobywam z każdym kolejnym rokiem.

Zawsze mam taką misję i pewnego rodzaju nadzieję, że jeśli ktoś przeczyta mój artykuł czy wpis na blogu, to komuś będzie łatwiej, lżej. Może ktoś się zastanowi, może wdroży coś nowego w swoje życie. Temat, którym się ostatnio zajmowałam to prokrastynacja, czyli to, że człowiek zostawia coś na później i tak sobie myśli, że teraz to ja mam ciężko, ale za jakiś czas to ja będę miała fajne życie. Doskwierało mi to osobiście i postanowiłam napisać o tym szerzej. Sama wprowadziłam w swoje życie to, że nie ma na co czekać. Liczy się dziś, tu i teraz. Trzeba żyć pięknie i szczęśliwie.

Czy myślałaś o napisaniu książki? Jeślibyś miała jakąś napisać, to z jakiego gatunku byłaby?

Powiem tak, jak sobie piszę bloga przez te 12 lat, bo to już tyle minęło i jest tam około 500 wpisów, to muszę powiedzieć, że jedną z osób, które mnie do tego namawiają i chyba pierwszą, która zapytała mnie o to, a nawet spytała wprost: „kiedy napiszesz książkę?”, to byłaś Ty. Ja wiem, że to jest bardzo trudne wyzwanie wbrew pozorom.

Ludzie często powtarzają „mogłabyś napisać książkę”. Czytałam kiedyś wywiad z bardzo znanym pisarzem, który powiedział „no to usiądź i to zrób”. Myślałam o tym, mając w głowie właśnie ten cytat, że bardziej osoby, które mnie czytają, stwierdzają, że mogłabym popełnić takie swoje własne dzieło, niż ja sama. Oczywiście bardzo mi to schlebia, ale powiem, że to nie jest takie proste, żeby wyszukać dobry obszar tematyczny na książkę. Na pewno nie widzę siebie, wbrew temu, że tyle lat jestem związana z Policją, w powieści kryminalnej. Natomiast bardzo interesuje mnie reportaż, wywiad, zagłębianie się w przeżycia ludzi, w doświadczenia. Myślę o tym.

A na przykład coś o sobie, w sensie, że stworzyłabyś jakąś postać na bazie swojej osoby. Co Ty na to?

Bardzo ciekawy pomysł. Byłoby mi na pewno łatwiej, bo można wtedy czulej pisać o reakcjach, o myślach bohaterki. Ja myślę, że każdy pisarz w swoich książkach przemyca cząstkę siebie. Są przecież różni bohaterowie i być może jeden z nich nie ma wszystkich cech pisarza, ale są one rozdzielone między innych.

Poproszę Cię o kilka słów zachęty dla osób, które chciałyby pisać, ale nie mają odwagi.

Pisać można wszędzie i pisać może każdy. Jeśli ktoś woli wiersze, to niech będą to wiersze. Ja sama sobie dałam zadanie i wykonuję je już od 3 lat, a zainspirowałam się książką „Droga artysty”, gdzie codziennie o poranku trzeba zapisać trzy strony. Nieważne czym, po prostu tym, co przychodzi do głowy w danej chwili. Obiecuję, że po jakimś czasie te trzy poranne strony będą wspaniałą okazją do porozmawiania ze sobą, do stawiania sobie zadań, do dzielenia się trudami, sukcesami, a poza tym będzie to genialne ćwiczenie pisania.

Codziennie wstaję godzinę wcześniej, aby zapełnić kolejne trzy strony w swoim dzienniku. Jeśli ktoś chce to wdrożyć w życie, musi trenować dzień w dzień, niczym sportowiec. Wszak trening czyni mistrza. Ponadto bardzo zachęcam wszystkich, którzy chcieliby mieć przygodę z pisaniem, do pokazania siebie lub swoich umiejętności pisarskich w Stołecznym Magazynie Policyjnym. Do otwartych rozmów z naszymi super redaktorami i do pokazywania tych różnych aspektów swojej, naszej pracy.

Czy jest coś, co chciałabyś jeszcze dodać od siebie?

Korzystając z okazji, ponieważ nie pożegnałam się w gazecie, kiedy jeszcze czynnie uczestniczyłam w tworzeniu ostatniego numeru z moim udziałem, to bardzo chciałabym podziękować i pozdrowić wszystkich, z którymi miałam okazję spotkać się na tej drodze, którzy podzielili się ze mną kawałkiem swojego życia i otworzyli się przede mną. Za to naprawdę serdecznie dziękuję, pozdrawiam ciepło i kłaniam się nisko. A tak już całkiem na zakończenie, chciałam życzyć Stołecznemu Magazynowi Policyjnemu kolejnych 30 lat, a nawet i 300.

Elu, dziękujemy za fantastyczny wywiad. Mam nadzieję, że dla wielu naszych Czytelników będzie on cennym drogowskazem. Mawia się, że oczy są zwierciadłem duszy, ale w przypadku Elżbiety Sandeckiej-Pultowicz są nim również teksty, które wyszły spod jej lekkiego pióra.

Wywiad opublikowano na stronach:
echowarszawy.pl
informacja-lokalna.pl

Łatwiej lekko pisać, niż lekko przejść przez życie, ale razem jest znacznie łatwiej. Zapraszam więc do wspólnej podróży przez codzienność. Znajdziecie tu chwilę wytchnienia, dużą dawkę optymizmu i wiele inspiracji. Pokazuję jak wielką moc ma siła pozytywnego myślenia, a także jak dostrzegać efekty uboczne trudnych decyzji i niesprzyjających zdarzeń.

Leave a Reply