Inspiracje,  Miejsca,  Uczucia

Wakacje z COVIDEM-19 nad Bałtykiem

Zanim wyjechałam na urlop nad polskie morze, internet zalał mnie falą informacji o podwyższonych z powodu koronowirusa cenach za noclegi i wyżywienie. Publikowano rachunki z horrendalnymi kwotami za obiady i przysłowiową „rybkę”. Jak to w życiu bywa, warto osobiście skonfrontować dziennikarskie doniesienia. Na miejscu okazało się, że po pierwsze jest mnóstwo wolnych pokojów, nie ma tłumów, a ceny za posiłki są w przyzwoitych cenach. Bałtyk po raz kolejny mnie nie zawiódł, ale to wynik świadomego wyboru, co i gdzie jem oraz w jakich warunkach śpię, a przede wszystkim odpowiedniego nastawienia.

W podróżowaniu najpiękniejsza jest nieprzewidywalność. Oczywiście pewien zarys eskapady jest niezbędny, ale kluczem do zadowolenia jest nasze nastawienie i gotowość na niespodzianki losu. Im bardziej otwarcie i optymistycznie patrzymy w przyszłość, tym częściej spotyka nas wiele miłych przygód i niespodzianek.

W podróżowaniu najpiękniejsza jest nieprzewidywalność.

Przykład? Proszę bardzo. Do klasyki przeszło narodowe narzekanie na naszą nadmorską pogodę, która jest niezwykle kapryśna i nieprzewidywalna. Jeśli pojedziemy nad Bałtyk z myślą, że zadowoli nas wyłącznie piękna i słoneczna pogoda przez cały pobyt, to na pewno wrócimy rozczarowani. Nasz Bałtyk wymaga czułości i bezwarunkowej akceptacji jego humorów i urody. W ciągu dnia pogoda potrafi bardzo szybko się zmienić i jeśli podejmiemy to wyzwanie, aby nasz humor nie uzależniać od słońca, a jedynie gotowości do zmiany naszych planów, satysfakcję z wypoczynku mamy gwarantowaną.

Bałtyk wymaga czułości i bezwarunkowej akceptacji jego humorów i urody.

Tak samo jest z życiem. Czy ktoś przewidziałby tak dotkliwe skutki pandemii, która bardzo szybko rozwinęła się na całym świecie. To dlatego tegoroczne wakacje są tak inne, okrojone, zmodyfikowane i ostrożne. Wielu z nas wiedząc o nadal istniejącym zagrożeniu, postanowiło wyrwać się ze swoich czterech ścian, w których przebywaliśmy w czasie izolacji i odetchnąć pełną piersią nad polskim morzem czy w górach. Co ważne, z racji obostrzeń i ryzyka wyjazdu za granicę, przychylnym okiem spojrzeliśmy na Polskę, próbując znaleźć sobie atrakcyjne miejsca. Tak było z nami. Wybraliśmy pobyt nad morzem, ale w zupełnie innym charakterze niż do tej pory.

W oczekiwaniu na wiatr

Jeździłam nad Bałtyk z rodziną przez wiele lat. Nie przeszkadzały mi znienawidzone przez większość turystów parawany na plaży, zmienność pogody czy zimne wody naszego morza. I wydawało mi się, że mam już z góry utarty sposób spędzania tam swojego czasu. Trochę plażowania, spacerów, krótkie podróże do pobliskich miejscowości w czasie niepogody, czytanie książek – jednym słowem relaks i leniuchowanie. Okazało się jednak, że pobyt nad morzem może mieć zupełnie inny wymiar i nieść ze sobą ekstremalne wyzwania.

Tym razem planowaliśmy wyjazd w terminie, kiedy nie będzie słonecznie, ale wręcz przeciwnie – wietrznie. To jest bowiem najbardziej oczekiwana pogoda dla fanów sportów wodnych.
Zatoka Pucka jest doskonałym terenem do uprawiania windsurfingu i kitesurfingu. Kierując się więc pasjami córki, tym razem mogliśmy pomarzyć o plażowaniu. Towarzyszyła nam zmienna pogoda, silny wiatr, deszcze i… szczęście w oczach dziecka. Dzięki temu zaplanowaliśmy bardzo aktywny wypoczynek w Jastarni na miarę naszych fizycznych możliwości. Kilkunastokilometrowe spacery wzdłuż Wybrzeża Helskiego leśnymi ścieżkami, a także wycieczki rowerowe do Helu oraz Kuźnic. Jazda na dwóch kółkach pasmem półwyspu zawsze była moim marzeniem i dopiero teraz mogłam sprawdzić atrakcyjność tego rodzaju aktywności.

Ważne fakty

Prasowe doniesienia o tym, że już dawno miejsca noclegowe są zarezerwowane, a rachunki za smażoną rybę sięgają zenitu, okazały się mocno przesadzone. Bez problemu zarezerwowaliśmy pobyt w pensjonacie dwa dni przed wyjazdem, przebierając przy tym w ofertach, za 60 zł za osobę. Generalnie w pełnym sezonie byłoby to niemożliwe. Zmiany widać na każdym kroku. Niemal na każdym budynku widać było napis „wolne pokoje” i świecące pustkami parkingi. Było znacznie mniej turystów, a także stoisk handlowych, które w większości i tak były otwierane w godzinach popołudniowych. W punktach gastronomicznych również było przestronnie i bez tłoku, oby nie napisać pusto.

Fascynujący jest wzrost poziomu czystości w barach i restauracjach, a szczególnie w toaletach.

Obsługa w większości tego rodzaju placówek tęsknie wyczekiwała klientów. Spowodowało to, że bardzo wzrosła jakość tej obsługi, a w konsekwencji zadowolenie konsumentów. Dało się wyczuć, jak wielką zmianę w zachowaniu ludzi spowodowała pandemia. Z jednej strony zwiększoną ostrożność i unikanie bliskich kontaktów, a z drugiej – ogromną chęć rozmowy i nawiązania dialogu. Zamknięcie wielu biznesów gastronomicznych spowodowała, że te które się utrzymały, jeszcze większą wagę poświęciły staraniom o każdego klienta. Fascynujący jest również wzrost poziomu czystości w barach i restauracjach, a szczególnie w toaletach. To akurat są bardzo pozytywne skutki wynikające z koronawirusa.

Ceny posiłków też odbiegają od sensacyjnych informacji prasowych. Przede wszystkim zależy to od tego, co i gdzie chcemy zjeść. Wiadomo, że zainteresowanie daniami rybnymi nad morzem w sezonie letnim znacznie wzrasta. I choć wiadomo, że reklama w postaci napisu „świeża ryba” są mocno przesadzone, bo na przykład najbardziej popularny dorsz jest podawany w odmrożonej postaci. Nakładają się na to dwa fakty. Po pierwsze zawsze w okresie czerwcowo-lipcowym obowiązuje okres ochronny dla połowu dorsza, a po drugie, zintensyfikowany połów oraz zmiany klimatyczne wymusiły decyzję Unii Europejskiej o całkowitym przemysłowym połowie tej ryby przez najbliższe cztery lata! A przykładowo „świeżo złowiony halibut” jest abstrakcją, bo ta ryba w ogóle nie występuje w Bałtyku.

Oto kilka przykładowych rachunków za posiłki w nadmorskich miejscowościach.

Powyżej cena za obiad z rybą w roli głównej w centrum Jastarni dla dwóch osób z lampką wina
Zamówienie złożone dla czterech osób (w tym jedna weganka) na kutrze rybackim w Pucku, przy czym halibut był podany dla dwóch osób.
Obiad dla czterech osób (w tym jedna weganka) w barze rybnym w porcie w Pucku

Średnio na obiad za jedną osobę trzeba liczyć średnio około 30 zł. Oczywiście najdroższe są napoje, więc należy to przewidzieć już podczas zamawiania. Butelka wody w plecaku, oczywiście spożyta po wyjściu z restauracji czy baru, może nam znacznie zmniejszyć rachunek, o ile oczywiście zależy nam na oszczędzaniu. Do naszych rodzinnych przyzwyczajeń należy to, że nie pijemy piwa do posiłku, nie tyle z powodu wyższego rachunku, ale przede wszystkim zdrowia. Znacznie lepiej strawić, a jednocześnie zadbać o zdrowie pijąc gorącą i lekko posłodzoną herbatę z cytryną. Kiedy na dworze jest upalnie i zamawiamy ten sprawdzony w gorących krajach napój, wzbudzamy sensację wśród konsumentów, bowiem większość wybiera zimne napoje. Jeżeli mówimy już o zaspokojeniu pragnienia, to na upały i tak najskuteczniejsza jest herbata miętowa.

Gusta kulinarne to delikatny temat i nie można nikomu niczego narzucać, zwłaszcza podczas szaleństwa wakacyjnego. Jeżeli zależy nam jednak na rozsądnych wydatkach, warto zastanowić się czy koniecznie musimy zamawiać nad morzem rybę, której cena jest często zawyżona. Postawiliśmy kilka razy na włoską kuchnię, a cena za jeden, naprawdę wyśmienity posiłek, nie przekroczył 25 zł. To, ile zapłacimy, zależy więc wyłącznie od naszych kulinarnych preferencji i oczywiście zasobności portfela.

Mam nadzieję, że pomimo niepewnej sytuacji z koronawirusem, spędzicie w tym roku udany wypoczynek, czy to będzie nad morzem, w górach czy na własnej działce. Udanego urlopu i wakacji!

Łatwiej lekko pisać, niż lekko przejść przez życie, ale razem jest znacznie łatwiej. Zapraszam więc do wspólnej podróży przez codzienność. Znajdziecie tu chwilę wytchnienia, dużą dawkę optymizmu i wiele inspiracji. Pokazuję jak wielką moc ma siła pozytywnego myślenia, a także jak dostrzegać efekty uboczne trudnych decyzji i niesprzyjających zdarzeń.

Leave a Reply